15 listopada 2013

Real Love dla Emocjonalnego Arbuza


Witajcie kochani, z tej strony ming ^^ (nie będę na siebie mówić Clarie, bo blog powstał z myślą o fanpage'u, na którym moim nickiem jest ming) Tak jak Ilmin napisała w ostatnim poście, mamy dużo zamówień (za co bardzo wam dziękuję i mam nadzieję, że pojawi się ich jeszcze więcej <3) i nie dałybyśmy rady napisać ich wszystkich razem, dlatego podzielimy się częścią. Myślę, że składając zamówienie możecie nawet pisać, czy chcecie dwóch autorów, czy jednego, a jak tak, to kogo wolicie, ale nie musicie tego robić, jeśli nie chcecie :3 Udało mi się bardzo szybko napisać szkolne KaiSoo, które zamówiła Emocjonalny Arbuz. Mam nadzieję, że się wam spodoba ~

Tytuł: Real Love
Pairing: KaiSoo (Jongin x Kyungsoo)
Rodzaj: fluff, romans, szkolne życie, slash, pod koniec lekki smut
POV: Jongin
Written by ming


Real Love

Nie myślałem kiedykolwiek, że zakocham się w chłopaku. Naprawdę. Nikt nigdy wokół mnie o tym nie mówił, w mojej rodzinie i wśród znajomych nie miałem żadnej takiej osoby, co więcej, wszyscy uważali mnie za tego, komu dziewczyny same wchodzą do łóżka. No dobra, mieli trochę racji, ale miałem szacunek do siebie. Nie byłem osobą, która znajdywała sobie kogoś na jedną noc. Starałem się znaleźć osobę, która byłaby dla mnie odpowiednia, która trafiłaby w moje kryteria. I szukałem wśród dziewczyn. Więc jak to się stało, że moją drugą połówką okazał się chłopak? W dodatku taki, którego cechy są absolutnie przeze mnie nie lubiane? Sam nie wiem. Może to przez ten jego urok? Albo uśmiech, którym mnie obdarza zawsze, kiedy dostrzeże mnie wśród tłumu? Lub jego dotyk, gdy jesteśmy sami w moim mieszkaniu i poznajemy własne ciała? Musiałbym głębiej się zastanowić. Ale zawsze jak to robię, to dochodzę tylko do jednego wytłumaczenia. Nie ma sensu się zastanawiać. Kocham w nim wszystko i kocham jego samego i nieważne dlaczego. Ważne, że tak jest i będzie już zawsze.

Zabrzmiał dzwonek, ogłaszający przerwę. Cieszyłem się, miałem już dość wykładów o sinusach i cosinusach, czymkolwiek to cholerstwo było, bo nasz nauczyciel tak cudownie nam to wytłumaczył, że mało kto zrozumiał. Przez całą lekcję wyjąłem jedynie szkicownik i mechaniczny ołówek. Znowu rysowałem. To moje hobby, o którym nie wie nikt, tylko ja. I mój królik, ale on woli raczej smakować moje prace, niż je podziwiać. Moja mama kilka razy widziała moje rysunki, ale to było bardzo dawno temu i na pewno już zapomniała jak kiedyś kochałem to robić. Nie przeszło mi to aż do liceum. Druga klasa jest ciężka, ale jakoś daję radę. Jestem dobrym uczniem. Nie chwalę się, po prostu stwierdzam fakt. Kiedy wracam do domu siadam do książek i sumiennie się uczę. Czasami, kiedy nie mam siły, zdążam tylko odrobić lekcje, a naukę zostawiam na następny dzień i wtedy zdarza mi się dostać w szkole złą ocenę, ale na ogół uczę się całkiem nieźle. Staram się dbać o sprawy szkolne, bo wiem jak dużo może mi to dać w przyszłości. Ale mimo masy pracy nie zrezygnowałem z mojego drugiego hobby, a mianowicie gry w koszykówkę. Jestem w szkolnej drużynie i często mamy treningi do późna wieczorem, różne wyjazdy, no i oczywiście mecze. Cała szkoła się schodzi. I to właśnie na jednym z meczów przeciwko sąsiedniej szkole poznałem Jego.
Wchodziłem właśnie do szatni, żeby się przebrać. Spora część drużyny była już gotowa, byłem jednym z ostatnich, którzy jeszcze nie zdążyli się przebrać, ale wcześniej musiałem załatwić kilka spraw. Zdążyłem szybko ubrać się w sportowy strój, kiedy Sehun, mój najlepszy przyjaciel, przyszedł do naszej szatni ze zgrzewką wody mineralnej.
- Już myślałem, że tu tego nie doniosę. – sapnął ciężko i rzucił pudło na ławkę. Sehun był niesamowicie leniwym chłopakiem, choć jego spanie na lekcjach zawsze jakoś umykało nauczycielom. Dostał się do drużyny tylko ze względu na swój wzrost, był najwyższy z nas wszystkich i zawsze z łatwością wrzucał piłkę do kosza. Jednak przez cały mecz zawsze stoi pod koszem przeciwnika i w ogóle się nie męczy, dlatego trener postanowił, że będzie odpowiedzialny za wodę.
- Ciesz się, że nie musisz przez czterdzieści minut latać po boisku jak opętany. – ofuknąłem go. Młodszy śmiesznie napuszył policzki i zaczął wyjmować butelki z pudełka.
- Zanieśmy je reszcie, bo zaraz zacznie się mecz. – zgodziłem się z nim i też wziąłem w ręce kilka butelek. Ruszyliśmy korytarzem do Sali gimnastycznej. Do rozpoczęcia meczu mieliśmy jeszcze jakieś piętnaście minut, ale dla naszej drużyny początek meczu zaczynał się wraz z przemową trenera, która zawsze trwała niecały kwadrans, dlatego przyspieszyliśmy kroku i już po chwili znaleźliśmy się w wielkiej hali sportowej naszej szkoły, której trybuny wypełnione były po brzegi uczniami okolicznych szkół, choć muszę przyznać, że najwięcej kibiców mieliśmy właśnie my. Już z wejścia mogłem dostrzec czerwono-białe szaliki, które leżały na szyjach połowy widzów. Uśmiechnąłem się szeroko. Niesamowicie cieszyłem się z tego widoku. To właśnie on dawał mi największą motywację podczas gry. Te krzyki, zagrzewające do walki. To, że ktoś w nas wierzy i pomaga nam samą obecnością. To wszystko razem działało na mnie znacznie bardziej niż nagrody, czy puchary. Czułem się potrzebny.
- Jongin, Sehun, do mnie. – naszym trenerem i jednocześnie dobrym kolegą był Choi Minho, absolwent naszej szkoły, który był od nas tylko pięć lat starszy. Nie pracował tu na pełen etat, przychodził tylko na treningi i mecze. Wspierał nas jak nikt inny po tym, kiedy nasz wuefista odmówił współpracy. Więc tak naprawdę nie mamy trenera, ale Minho zastępuje go dla nas i tak właśnie go traktujemy. Zbliżyliśmy się szybko, widząc, że reszta już zebrała się wokół niego.
- Słuchajcie, naszym przeciwnikiem jest szkoła Dwigh, więc musicie się przygotować na ostry atak. Znacie ich technikę, spróbują zdobyć jak najwięcej punktów, więc musicie postawić na obronę, ale koniecznie zostawcie Sehuna pod ich koszem, Minseok i Jongin zostajecie tylko na obronie, nie przechodzicie w ogóle do ataku, dziś zmęczy się Tao, będziesz jednocześnie na obu polach i Luhan, będziesz wspierać naszą pandę. – usłyszałem przy uchu jęk Luhana. Był dobrym zawodnikiem, umiał i bronić, i atakować, co zazwyczaj dawało mu przewagę, ale dzisiaj jego wszechstronność nie wyszła mu na dobre. Za to Tao tylko się uśmiechał. Był najsilniejszy z nas wszystkich, a jego „śmiercionośny wzrok”, jak nazwali go nasi kibice, pozwalał mu przebiec z piłką przez całe boisko bez napotkania żadnego przeciwnika, którzy tylko umykali na boki przed jego szarżą. Był typem, który zdecydowanie woli atakować i dziś miał zamiar pokazać wszystkim jak bardzo jest w tym dobry. Minho zaczął omawiać naszą taktykę, tłumacząc po kolei wszystkie ruchy, ofensywę, defensywę, krycie i strategię, którą ćwiczyliśmy od trzech tygodni. Wiem, że byliśmy dobrze przygotowani, przez ostatnie dni nawet Sehun był skupiony na grze. Miałem wrażenie, że dzisiaj rozegramy naprawdę dobry mecz.
- Wszystko jasne? – pokiwaliśmy głowami, kiedy trener skończył. Uśmiechnęliśmy się wszyscy do siebie, złożyliśmy ręce jedne na drugich i krzyknęliśmy nasz bojowy okrzyk. Głośne „We are one” rozeszło się po całej hali, a wiwaty kibiców stały się jeszcze głośniejsze. Wybiegliśmy na boisko.
Walka była zażarta. Zitao grał bardzo agresywnie i to dało nam kilkupunktową przewagę. Na przerwach schodziliśmy do Minho, który dodawał nam nowej motywacji, wyłapując błędy drużyny z Dwigh i dając nam wskazówki jak można je wykorzystać. W połowie ostatniej części meczu nasi kibice na trybunach zrobili meksykańską falę i wtedy Sehunowi udało się wrzucić decydujący punkt. Halę wypełniły okrzyki radości, dużo głośniejsze od zawodzenia przegranej drużyny. Cieszyłem się jak dziecko, podbiegłem do Sehuna i przytuliłem go mocno, po chwili to samo zrobiłem z każdym innym członkiem zespołu. Naprawdę się cieszyłem. To był ważny mecz, a nam udało się go wygrać. Z początku jednak myślałem, że to przez zagapienie się obrońcy Dwigh na naszych kibiców, ale wtedy ujrzałem Jina, ich atakującego, który kłócił się z sędzią. Podszedłem bliżej, żeby wiedzieć o co chodzi.
-… i przez niego Jimin się wywrócił! Musimy zrobić powtórkę, to było nie fair! Na pewno oni go nasłali! – znałem Jina już od paru lat i byliśmy dobrymi kolegami, ale od kiedy wstąpił do BTS, czyli ich szkolnej drużyny, zaczął uważać mnie za wroga numer jeden. Trochę żałowałem, że tak wyszło, był naprawdę bardzo miły. 
- Kogo nasłaliśmy? – spytałem, przerywając ich kłótnię. Z usłyszanych strzępków rozmowy mogłem łatwo się domyśleć, że chodziło mu o nas. Sędzia wyglądał na niezadowolonego, jakby nie wiedział co ma w tej sprawie zrobić.
- Tego debila, który rozlał wodę przez Jiminem! Nie mógł obronić kosza, ale gdyby to zrobił, wy nie wygralibyście meczu! – wyglądał na naprawdę złego, ale ja nie miałem pojęcia o kim on mówił.
- I tak by wygrali, mieli przewagę ośmiu punktów, a do końca rozgrywki była niecała minuta, nie nadrobilibyście tyle w tak krótkim czasie. 
- Nadrobilibyśmy! To był faul!
- Ale o kogo ci chodzi? – odpowiedziałem spokojnie. Chciałem jakoś rozluźnić atmosferę.
- O niego. – warknął Seokjin i wskazał palcem na zgarbionego chłopaka przy boisku, który zawzięcie wycierał podłogę ścierką. Nie widziałem jego twarzy, ale po drżących dłoniach mogłem poznać, że on sam boi się podnieść głowy, żeby spotkać się twarzą w twarz z Jinem.
- Ej, ty. Podnieś głowę. Kim jesteś? – miałem wrażenie, że to nie jest uczeń naszej szkoły. I nie myliłem się. Kiedy wstał, mogłem w końcu zobaczyć jego twarz. Coś, co jako pierwsze przykuło moją uwagę, to były oczy. Ogromne, orzechowe i przerażone oczy, które patrzyły na mnie z niemą nadzieją. Zrozumiałem to ciche przesłanie.
- Nie znam go. Pierwszy raz w życiu go widzę. – odetchnął z ulgą i wrócił szybko do sprzątania. Jednak nie dane było mu skończyć.
- Może ty nie, ale reszta twoich kumpli na pewno go kojarzy. – prychnął Jin.
- Panie Kim, proszę się uspokoić! To i tak nic by nie zmieniło! – sędzia się wkurzył, a ja kątem oka widziałem, jak nieznajomy znika za drzwiami wejściowymi do hali. „Tchórz”, pomyślałem, ale trochę mu współczułem. Stwierdziłem, że jak go znajdę, to mu podziękuję. W końcu nie zawsze mogę oglądać tak wkurzonego i bezradnego Jina. W krótkim czasie zebrała się wokół nas reszta chłopaków z obu drużyn. Trener BTS spojrzał na mnie wilkiem, a Minho pobiegł na swoje zajęcia. Przed meczem postanowiliśmy, że jeśli wygramy, zabierzemy go na ramen w sobotę w ramach podziękowań. Bo co więcej mogliśmy zrobić?
- Kapitanowie obu drużyn, proszę podać sobie ręce. – sędzia stanął z boku, patrząc wyczekująco na mnie i na Jina, bo tak się składało, że to my nimi byliśmy. Seokjin był cholernie wkurzony, ale sam wyciągnął do mnie dłoń. Mimo wszystko był uczciwym chłopakiem. Ścisnąłem ją mocno, a wtedy sędzia ogłosił wynik meczu i naszą wygraną. Tłum znów wiwatował, Luhan i Tao skakali jak opętani i przytulali wszystkich, Sehun pił już czwartą wodę, a ja odbierałem puchar zwycięzców. Nie pierwszy i nie ostatni.

Następnego dnia w szkole wszyscy nam gratulowali, poprzedniego zresztą też, ale dzisiaj podchodzili do nas nawet nauczyciele. Byliśmy chlubą szkoły i muszę przyznać, że niesamowicie rozpierała mnie duma. Osiągnęliśmy cos naprawdę wielkiego i cieszyliśmy się z wygranej, a nasi przyjaciele razem z nami. W domu moja mama ucałowała mnie kilkakrotnie, upiekła ciasto i powiedziała, że kiedyś dorównam tacie. On sam zadzwonił, jak tylko się dowiedział i gratulował mi przez telefon, ale musiał szybko skończyć, żeby pojechać na trening. Nawet mój królik wydawał się radośniejszy. Ok., może trochę przesadziłem, ale wtedy wszystko wydawało mi się takie piękne i cudowne, jakbym patrzył na świat przez różowe okulary. Dlatego w szkole, gdy zaczęła się pierwsza lekcja, a pani przedstawiła nam nowego ucznia, myślałem tylko o tym, żeby mu podziękować i się z nim zaprzyjaźnić. Na przerwie zawołałem Zitao, Sehuna, Krystal, Luhana i Amber, moich najbliższych przyjaciół. Tworzyliśmy taką paczkę, która zawsze trzymała się razem. I zawsze właśnie na nich mogłem polegać i prosić ich o rady, więc i tym razem z tego skorzystałem.
- Co myślicie o tym nowym, Do Kyungsoo, jeśli dobrze pamiętam? – spytałem ich wszystkich.
- Z tego co wiem, wcześniej mieszkał w Pusan. Mam tam dobrą znajomą, z którą chodził do klasy. Przeniósł się, bo jego matka, która kiedyś straciła męża w wypadku, znalazła sobie kogoś nowego i przeniosła się do niego tutaj, do Seulu. – Krystal mówiła zawzięcie, ale tak cicho, żebyśmy tylko my mogli usłyszeć te informacje. – No i… nie był zbyt lubiany w szkole.
- Czemu? – ziewnął Sehun.
- Bo jest gejem. – Krystal lubiła takie plotki. Była straszną plotkarą, ale lubiła brać informacje tylko z dobrych źródeł i przekazywać je tylko zaufanym osobom. Na przykład nam.
- Tylko dlatego nikt go nie lubił? – zdziwił się Zitao.
- Nie, podobno na ogół jest bardzo cichy i nieprzystępny, jakby bał się ludzi. Myślę, że nie tylko oni od niego stronili, ale on od nich też.
- To wiele wyjaśnia. – mruknąłem. Dziewczyna spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
- Co wyjaśnia?
- Jego wczorajsze zachowanie. – teraz wszyscy się zainteresowali. – To on wylał wodę na boisko i przez niego Jin tak bardzo się pieklił. A ten zwiał, jak rasowy tchórz. Ale… po części nam pomógł. Miło było zobaczyć takiego Jina. – zaśmiałem się gorzko, a Tao mi zawtórował. Amber ofukała nas za takie zachowanie. W sumie, miała rację, nie powinniśmy się tak zachowywać. Ale jeśli na to zasłużył, to chyba mogłem się cieszyć, prawda?
- Nieważne. Trzeba mu podziękować. – wstałem z krzesła i spojrzałem na resztę. Wiedziałem, że raczej ze mną nie pójdą, mimo to spojrzałem pytająco w ich stronę. Krystal tylko wzruszyła ramionami. No nic, poszedłem sam. Kyungsoo siedział w swojej ławce i kartkował nasz podręcznik od chemii. 

To była pierwsza wada, jaką w nim zauważyłem. Ja to tak nazywam, wadą, choć wcale nią nie jest. Po prostu nie rozumiem ludzi, którzy mogą lubić ten przedmiot, dla mnie to czarna magia, a Kyungsoo go uwielbia. Potrafi godzinami opowiadać mi o jakichś dziwnych łączeniach protonowych, alkanach, wodorotlenkach… a ja i tak nic z tego nie rozumiem. I mimo, że szczerze nienawidzę jego monologów o chemii, to myślę, że gdyby nagle zniknęły, byłyby jedną z rzeczy, za którą tęskniłbym najbardziej. Bo właśnie wtedy mogę przyglądać się mu, kiedy on jest zajęty tłumaczeniem mi tych wszystkich wiązań. Mogę do woli patrzeć na jego profil, a on nie zacznie się peszyć, bo jest zbyt zajęty mówieniem. Przez godzinę wpatruję się w jego rozmarzone oczy, słucham cudownego głosu, zapamiętuję mimikę twarzy, kiedy się czymś ekscytuje. A potem w końcu zauważa, że ja w ogóle nie słucham i znowu się na mnie wkurza, a ja tylko się śmieję. Kocham te momenty. Co oznacza, że kocham nawet jego wady. Skomplikowane.

- Co ty, chemii się uczysz? – zacząłem. Trochę się przestraszył, bo aż podskoczył na krześle, a kiedy mnie zobaczył skulił się jeszcze bardziej w sobie, jeśli to w ogóle było możliwe.
- Hej, nie bój się mnie, przyszedłem podziękować. – uśmiechnąłem się do niego, dodając mu otuchy. Miałem wrażenie, że trochę się rozluźnił, ale nawet jeśli, to tylko odrobinę. Westchnąłem ciężko, ale nie dałem za wygraną.
- Jestem Kim Jongin, miło mi cię poznać. – wyciągnąłem do niego dłoń, którą po chwili słabo uścisnął. Jego ręka była niesamowicie ciepła, jakby miał wahania temperatury. 
- Do Kyungsoo. – kolejna rzecz, która przykuła moją uwagę. Jego głos. Cichy, spokojny, lekko ochrypły i zdecydowanie za niski jak na jego budowę ciała.
- Śpiewasz? – spytałem, a on spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Skąd to pytanie? – odpowiedział po chwili zdawkowo.
- Moja mama uczy śpiewu i jestem wyczulony na barwę głosu innych ludzi. Ty masz ciekawą, więc się spytałem. Mogę się przysiąść? – był zdziwiony moim zachowaniem, ale kiwnął głową. Przysunąłem sobie krzesło z ławki obok i usiadłem naprzeciwko niego.
- Chciałem podziękować za wczorajszą akcję. – posłałem mu zadziorny uśmiech, a on tylko obrócił głowę, onieśmielony.
- Czemu dziękujesz? Przecież zrobiłem coś złego.
- Złego? Nie, wcale nie. Jiminowi nic się nie stało, więc nie zarzucaj sobie krzywdy. Jednak wkurzyłeś Jina i to za to ci dziękuję. Nawet nie wiesz jak brakowało mi takiego widoku, wkurzony Jin to nie rzadkość, ale bezradny to już tak. – zaśmiałem się.
Wtedy stwierdziłem, że zdziwiony Kyungsoo wygląda jak sowa. Zostało mi to do dzisiaj i często tak na niego mówię. Obraża się za to, ale zawsze jakoś jestem w stanie go udobruchać. Poza tym, on sam śmieje się, kiedy tak na niego mówię. Uwielbiam takie sytuacje. A ta była pierwszą z nich, której nigdy nie zapomnę.
On spojrzał na mnie, nie rozumiejąc moich słów. Naprawdę wyglądał zabawnie, takie wielkie oczy nie pasują do żadnego Koreańczyka. To tak jakby nosił powiększające kontakty.
- Nosisz soczewki? – nigdy nie miałem żadnej blokady, przed rozmowami z nowymi osobami, a Kyungsoo nie stanowił wyjątku. On sam jednak chyba tego nie rozumiał.
- Nie… 
- Bo masz tak wielkie oczy, że wyglądasz jak sowa. – przez chwilę patrzył na mnie w osłupieniu, ale po chwili zaczął zaprzeczać, zabawnie przy tym gestykulując. Miałem z niego niezły ubaw, serio. On tylko się wkurzał, a ja cały czas się śmiałem. Nie mogłem przestać. Wyglądał tak zabawnie! W końcu zrozumiał, że niczego nie osiągnie i przestał, a ja wciąż się śmiałem. Mimo wszystko wydawało mi się, że nie jest na mnie obrażony. Albo przynajmniej nie tak bardzo, na jakiego udawał.
- Przepraszam, ale naprawdę przypominasz sowę. 
- Wcale nie. – odburknął, patrząc do swojego zeszytu.
- Hej, to nie obelga. Sowy są słodkie. – pochyliłem się do niego, a on w tym czasie odchylił się na krześle. To musiało zabawnie wyglądać z boku.
- Chcesz zjeść dziś ze mną lunch? Znam świetne miejsce, żeby odetchnąć od ludzi na długiej przerwie. – zaskoczyłem go tym pytaniem, ale mimowolnie się zgodził. Zadzwonił dzwonek, więc musiałem wracać na miejsce. Pomachałem mu ręką i wróciłem do przyjaciół, na drugą stronę sali. Usiadłem w ławce przy oknie i podparłem głowę na ręce. Lekcja minęła mi na rysowaniu, choć dziś wyjątkowo szkicowałem sowę.

Przez cały czas rzucałem sobie z Krystal liściki dotyczące Kyungsoo. Śmiałem się z każdego z nich, bo zadawała mi pytania tak szczegółowe, że nie miałem możliwości na nie odpowiedzieć. Przecież rozmawiałem z nim niecałe pięć minut, nawet niczego się o nim nie dowiedziałem. Ale ona wciąż swoje. Kiedy lekcja się skończyła, rzuciłem przyjaciołom na odchodne smacznego i podszedłem do Kyungsoo. Bardzo rzadko jadłem lunch z kimkolwiek, zazwyczaj wolałem mieć długą przerwę dla siebie, na leniuchowanie lub naukę. Dziś było inaczej i Luhan zaczął krzyczeć za mną, żebym tylko o nich nie zapomniał. 
- Nie ma takiej opcji! – rzuciłem z uśmiechem i podszedłem do ławki Do.
- Idziemy? – spytałem, widząc, że chłopak wstaje.
- Um.. tylko się spakuję. – trochę się ociągał, to było widać.
- Może ci pomogę?
- Nie, nie trzeba, dam sobie radę. – przyspieszył, kiedy wyciągałem rękę w jego stronę. Chyba mnie nie lubi. Będę musiał popracować nad naszą znajomością. Zaczęliśmy rozmawiać, sam nie wiem o czym. Najpierw trochę opowiadałem mu o naszym mieście, potem on trochę o Pusan, a potem to już rozmowa sama się rozwinęła i gadaliśmy o wszystkim i o niczym. W krótkim czasie doszliśmy na miejsce. Wokół boiska naszej szkoły jest siatka wysoka na trzy metry, a w jednym miejscu jest dziura, której, o dziwno, nie odkrył jeszcze nikt poza mną. Wtedy jeszcze nie wiedziałem czemu pokazuję Kyungsoo to miejsce, ale chciałem, żeby je zobaczył. Przeszliśmy przez ogrodzenie i znaleźliśmy się w lesie, który rozciągał się na prawie połowę Seulu. Tak naprawdę jest to wielki park, którego spora część zagospodarowana jest jako imitacja lasu. Po całym parku biegają sarenki, które można karmić z ręki. Nazywamy je małymi Luhanami. 

To miejsce jest teraz naszym ulubionym na spędzanie czasu, kiedy na dworze jest ładna pogoda. Uwielbiam zabierać Kyungsoo do lasu, znajdować jakiś zaciszny kąt, rozkładać koc i kłaść się na nim, przytulając do siebie Do. On zawsze boi się, że ktoś nas zobaczy, ale mi to nie przeszkadza. Kiedy tłumaczy co by się stało, jakby ktoś nas znalazł, po prostu zamykam mu usta pocałunkiem, a on w końcu ulega, oddając się chwili.

Po przejściu na drugą stronę Kyungsoo cały czas narzekał, że nie powinniśmy tego robić, że to zbyt niebezpieczne i mogą nas wywalić, a ja tylko śmiałem się, że byłoby głupio, gdyby wyrzucili go w pierwszy dzień szkoły. Wtedy zdążył już zrozumieć, że nie biorę niczego na poważnie i po prostu wzdychał i dawał prowadzić się dalej. Znaleźliśmy się przy strumieniu, a żeby przejść na drugą stronę, trzeba było przejść po śliskich i mokrych kamieniach, a przy tym buty wydawały taki dźwięk, jakby wchodziły w płytką kałużę. Przeskoczyłem na drugą stronę w trzech skokach i obróciłem się z uśmiechem.
- Chodź, to już tutaj! – krzyknąłem i poszedłem dalej. Przez chwilę po prostu wsłuchiwałem się w chrzęst liści pod moimi stopami, ale potem usłyszałem niewyraźne „Jongin” za sobą. Obróciłem się i zobaczyłem Kyungsoo wciąż stojącego po drugiej stronie.
- No co jest? Dawaj, skacz! – krzyknąłem, ale on nie ruszył się z miejsca. Patrzył bojaźliwym wzrokiem na wodę i przestępował z nogi na nogę.
- Kyungsoo, przerwa trwa godzinę, ale jeśli będziesz tam tak stał, to nie zjemy tego lunchu, a ja już jestem głodny. 
Moją wadą jest niecierpliwość, co czasami bardzo go irytuje. Ja jestem żywiołowy i nie lubię czekać, a on – wręcz przeciwnie. Tak się złożyło, że dzięki temu, że się poznaliśmy, nauczyłem się być bardziej cierpliwym, ale to nie oznacza, że całkowicie. Kolejna rzecz, jaka nas różni, a jednak łączy. To paradoks.
Kyungsoo spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
- Ale… ja boję się wody. 
- Co? – nie za bardzo chciałem w to wtedy uwierzyć. 
- Boję się… - odsunął się od brzegu.
- Jak można bać się wody? Nie przesadzaj, chodź, czas nam się kończy. – machnąłem ręką.
- Ale ja naprawdę się boję!

To był pierwszy moment, kiedy doprowadziłem Kyungsoo do płaczu. Tak, pierwszy, bo było ich jeszcze wiele, za co chcę sobie porządnie przyłożyć. Dopiero później dowiedziałem się, że Do ma traumę z dzieciństwa, bo sam o mało co nie zginął w powodzi. Niesamowicie smutna historia, która do teraz porusza mnie do łez. Ale wtedy jeszcze o tym nie wiedziałem.

- Hej, nie płacz. Ja… nie chciałem, to po prostu zwykły strumień i myślałem… aish. Już idę. – Kyungsoo ścierał rękawem łzy, a ja czułem się co najmniej głupio. Nie chciałem, żeby początek naszej przyjaźni wyglądał właśnie tak. Przeszedłem po kamieniach na drugą stronę i dałem mu mój plecak do rąk. 
- Trzymaj i wskakuj mi na plecy. – kucnąłem tyłem do niego.
- C-co? 
- Nie co, tylko chodź. Zaniosę cię tam. – już chciał zacząć zaprzeczać, ale po prostu złapałem go i wciągnąłem na siebie, kazałem mu się mnie mocno trzymać i przeszedłem po kamieniach. Nie był ciężki, był drobny, więc nie miałem najmniejszego problemu z przeniesieniem go na drugą stronę. Trzymał mocno moją szyję, prawie mnie dusił, kiedy znalazł się na wodą. Kiedy znaleźliśmy się po drugiej stronie ja po prostu poszedłem dalej, słuchając jego jęków, żebym już go puścił. To była pierwsza taka sytuacja, później powtarzało się to codziennie. Zeszliśmy z niewielkiej górki i znaleźliśmy się pod ogromną płaczącą wierzbą, której gałęzie tonęły w strumieniu, przez który przechodziliśmy. To miejsce wydawało mi się najpiękniejszym jakie mogłem zobaczyć w swoim życiu. Postawiłem Do na ziemi i przeciągnąłem się na wszystkie strony, żeby rozprostować kości. On rozglądał się oniemiały, na co uśmiechnąłem się lekko.
- Pięknie tu, prawda? 
- Tak… nie wiedziałem, że istnieją takie miejsca w centrum Seulu.
- To teraz już wiesz. – mrugnąłem do niego okiem i usiadłem na miękkiej trawie pod wierzbą, opierając się o jej ogromny pień. Wyjąłem swój lunch i poklepałem miejsce obok siebie. Chłopak usiadł i jedliśmy w ciszy, słuchając dźwięków lasu. Wtedy po raz pierwszy spotkaliśmy Olppaemi. 
Kyungsoo rozglądał się zaciekawiony po okolicy, a ja patrzyłem na niego. Zastanawiałem się czemu w poprzedniej szkole był nielubiany. Może to faktycznie przez to, że był homo? Może nie chodziło o nic innego i jeśli teraz nikt się o tym nie dowie, to będzie miał normalnych znajomych i będzie czuł się tutaj dobrze? Takie pytania krążyły mi po głowie, kiedy nagle usłyszeliśmy niewyraźny szelest w krzakach obok. Przestraszony chłopak podskoczył, a ja od razu go uspokoiłem.
- Nie martw się, to pewnie jakieś zwierzę, pewnie ptak, królik lub sarna. 
- Sarna?
- I znowu to robisz!
- Co robię?
- Udajesz sowę! – znów zacząłem się śmiać, a on tylko na mnie prychał, że jestem niewychowanym bufonem. Ale szelest nie ustawał.
- Ciekawe co to. Chodźmy sprawdzić. – zacząłem po cichu zbliżać się w stronę hałasu.
- Odwaliło ci?! To może być niebezpieczne! – syknął, ale jednocześnie trząsł się ze strachu.
- Zgodziłbym się, jakbym wiedział, że tu mogę spotkać wilka, ale naprawdę nie ma czego się bać, to na pewno nie jest nic strasznego. – złapałem go za rękę i pociągnąłem ze sobą. 
- Nie chcę…
Wtedy zrozumiałem, że Kyungsoo jest tchórzem. Można powiedzieć, że to odkryłem już wcześniej, w trakcie meczu, ale teraz potwierdziłem sobie tą informację. Jest słaby fizycznie, ale również psychicznie. Na początku tego nie rozumiałem, ale potem okazało się, że jest tak samo jak z lękiem przed wodą. Do tej pory jestem dla niego wsparciem. Jestem i będę.
- Kyungsoo, nie przesadzaj, to tylko małe zwierzę! – gdyby nie to, że to „małe zwierzę” właśnie wyszło z krzaków, chłopak pewnie znowu by się rozpłakał.
- Patrz… sarenka. – podszedł do nas malutki jelonek, którego różki ledwo co wystawały spod skóry. Był maleńki, a jego wielkie, ciemne oczy, patrzyły na nas zaciekawionym wzrokiem.
- Nie boi się…?
- Widocznie jest odważniejszy niż ty. – posmutniał, więc od razu dodałem, że wszystkie zwierzęta w parku takie są, bo nikt ich tu nigdy nie skrzywdził.
- A ty? Skrzywdził cię ktoś? – spytałem mimowolnie, głaszcząc miękkie futerko jelonka. Kyungsoo usiadł na ziemi i nie odzywał się jakiś czas, siedział tylko ze spuszczoną głową, patrząc na swoje kolana. 
- Tak, dawno temu. Nie chce tego pamiętać, ale to wciąż za mną chodzi. Ale nie będę ci tego teraz opowiadał, to za długa historia jak na jedną przerwę. – powiedział, a ja zapamiętałem sobie, żeby później go o to wypytać. Na nowo zapadła między nami cisza.
- Ten mały ma identyczne oczy jak ty, może nazwiemy go Olppaemi? 
- Sowa? Przecież to jeleń. – cieszyłem się, że znowu się odezwał. Choć wciąż był smutny.
- Pogłaszcz go. – uśmiechnąłem się do niego ciepło, widząc wahanie w jego oczach.
- Nie ugryzie cię, naprawdę. – usiadłem koło niego i złapałem w rękę jego dłoń. Wyciągnąłem ją w stronę zwierzątka. Czułem, jak cała drżała, więc drugą objąłem go w pasie. Trochę dziwnie się czułem, znając jego orientację. Naprawdę, pierwszy raz byłem w takiej sytuacji i nie wiedziałem co mam robić, więc robiłem to, co pierwsze przychodziło mi do głowy. Na szczęście jelonek delikatnie obwąchał nasze splecione palce, a potem podszedł bliżej, dzięki czemu Kyungsoo w końcu mógł go pogłaskać. 
- Och… miękkie. – powiedział cicho. 

Ucieszyłem się. Nawet nie wiecie jak bardzo. Bo poczułem, że pomogłem mu przełamać barierę. Nie całkowicie, to oczywiste, ale choć trochę. To było coś, czego nie zapomniałem do dzisiaj. Jelonek został ochrzczony Olppaemi. Odwiedzaliśmy go codziennie w czasie lunchu. Często zjadał nam kimchi. Byliśmy pewni, że to ten sam przez cały czas, bo miał ciemniejszą plamkę na przedniej prawej nodze. Kyungsoo polubił zwierzęta i nie bał się już ich tak bardzo. Kolejna rzecz, z której jestem dumny. Jestem dumny, że mu pomogłem.

Tego dnia, kiedy wróciliśmy do klasy, stało się coś nieoczekiwanego. Okazało się, że Tiffany, największa plotkara w naszej klasie, dowiedziała się jakimś cudem o orientacji Kyungsoo i wygadała ją całej klasie. Stworzył się podział. Wszyscy odsunęli się od niego, nawet nie poznając go wcześniej. Nawet nigdy z nim nie rozmawiali. Wkurzyło mnie to, bo oceniali go tylko po tym, ale też dlatego, że Kyungsoo przyjął to bez walki. Zamknął się w swoim małym świecie i nie chciał z niego wyjść. Nie chciał im pokazać, jaki jest naprawdę. A ja już wtedy wiedziałem, że jest cudowną osobą. Dlatego pierwsze co zrobiłem, to poprosiłem o pomoc swoich przyjaciół.
- Proszę, on nie może zostać sam. Nie możemy mu tego zrobić. – rozmawiałem z Tao i Luhanem.
- Masz rację, nowy uczeń nie może od razu się odseparować. – Lu trzymał moją stronę. 
- Jeśli okaże się godny, może pozwolę mu być moim przyjacielem. – wiedziałem, że Zitao tylko się wygłupia. Był osobą, na której zawsze mogłem polegać. Teraz również mnie nie zawiódł.
- Powiecie Krystal i Amber? Ja pogadam z Sehunem. – wiedziałem, że dziewczyny szybko się zgodzą, one od zawsze były najbardziej otwarte i tolerancyjne z nas wszystkich. Kiwnęli głowami i poszli w ich stronę, a ja usiadłem w swojej ławce i odwróciłem się do tyłu, żeby porozmawiać z Sehunem. Ale najpierw musiałem go obudzić.
- Młody, wstawaj. Ej, Sehun, obudź się. – musiałem zacząć potrząsać go za ramiona, żeby go wybudzić. Jak to możliwe, że nauczyciele tego nie widzą? Farciarz…
- Sso, co chcesz? – odpowiedział zaspanym głosem.
- Pamiętasz Kyungsoo, nie?
- Uhm… - ziewnął na potwierdzenie.
- Wszyscy się już dowiedzieli. – ściszyłem ton, a Sehun natychmiast się rozbudził.
- O nim…?
- Tak, przez Tiffany. – prychnąłem. Wiedziałem, że Hun nie lubi jej tak samo jak ja. Wredna żmija, tak na nią mówiła nasza paczka. I chyba cała reszta szkoły też.
- I rozumiem, że teraz mamy się nim zaopiekować, żeby nie został sam? – uśmiechnąłem się szeroko. Nic dziwnego, że wszyscy myślą, że jesteśmy braćmi.
- Czytasz mi w myślach młody. – poklepałem go po policzku i zwróciłem się w stronę nauczyciela, który właśnie wchodził do klasy. Lekcja minęła dosyć szybko, a ja zdążyłem narysować naszego jelonka, Olppaemi, którego oczy błyszczały tak samo, jak u Kyungsoo.
Wraz z dzwonkiem zdołałem się zorientować, że coś się stanie. Nasze klasowe hieny, znaczy Tiffany, Jiyeon, Sohyun i Sandara dobrały sobie Shindonga i Sungyeola i już znaleźli się wokół ławki Kyungsoo. Miałem złe przeczucia co do tego, więc od razu do nich podszedłem, a moja paczka automatycznie znalazła się tam ze mną.
- Hej, Sungie, Doggie, co wy na to, żeby jutro po szkole wspólnie potrenować, hmm? – Sungyeol rzucił mi zaciekawione spojrzenie, więc od razu zabrałem ich na stronę, mając nadzieję, że Krystal i reszta zajmą się dziewczynami. Sung i Dong byli całkiem fajni, ale strasznie tępi. Czasami jak na nich patrzę, to zastanawiam się jakim cudem dostali się do tej szkoły. Przegadałem z nimi całą przerwę, bo to straszne gaduły, a potem usiadłem znów na swoim miejscu. Nie miałem nawet czasu, żeby spojrzeć w stronę Kyungsoo, mogłem to zrobić dopiero teraz. Tak jak myślałem, był smutny. Zmartwiło mnie to, ale już po chwili dostałem smsa od Sehuna, którego od razu odczytałem.

Do: starszybraciszek
Kyungie siedział sam, ale przynajmniej te żmije go nie gnębiły.

Do: młody
Ok, dzięki, ale… „Kyungie”…? 

Do: starszybraciszek
Zgaduj, staruchu.

Do: młody
Krystal, prawda?

Do: starszybraciszek
Nie, Amber <3

Do: młody
Lol. 

Uśmiechnąłem się i wysłałem serduszka do dziewczyn, Tao i Luhana. Wyrwałem kartkę z zeszytu i napisałem na niej krótką wiadomość.

Przyjdziesz do ogrodu na następnej przerwie? Mógłbym ci pokazać szkołę. 
Możemy spotkać się w tym samym miejscu, w którym jest przejście przez ogrodzenie.
Jongin

Czułem się trochę głupio, pisząc coś takiego. Nawet nie wiedziałem, czy się zgodzi, ale co miałem wtedy do stracenia? Nic. Więc złożyłem karteczkę w samolocik i lekko rzuciłem ją w stronę Kyungsoo, kiedy nauczyciel nie patrzył. Wylądowała idealnie na jego zeszycie, więc byłem pewny, że ją zauważył. Mogłem już tylko czekać i mieć nadzieję, że się zgodzi.
W czasie lekcji zdążyłem jeszcze poprosić paczkę, żeby zajęli się na chwilę żmijami, a ja w tym czasie porwę Do. Równo z dzwonkiem poderwałem się z miejsca i, nie bacząc na zdziwione spojrzenia kolegów z klasy, pognałem do wyjścia. Zbiegłem ze schodów i już po chwili znalazłem się przy przejściu do lasu. Po drodze nikt nie zwracał na mnie uwagi, więc odsapnąłem i usiadłem na ziemi, czekając, aż Kyungsoo do mnie dołączy. Zobaczyłem go po paru minutach, biegnącego w moją stronę. Kiedy w końcu dobiegł, jego plecak zjechał mu z ramienia na ziemię, a on sam upadł na kolana, ciężko oddychając.
- Nigdy… więcej… biegania… w czasie… przerwy. – powiedział urywanym głosem i rzucił się na trawę, odwracając się na plecy. Obserwowałem jak jego klatka unosiła się chaotycznie.

I wtedy poznałem kolejną wadę Kyungsoo. Zupełnie nie miał kondycji. To trochę snobistyczne z mojej strony, ale nie chodzi mi o wygląd, sylwetkę, czy inne bzdety. Chodzi mi o zdrowy organizm, o siłę ciała, o wytrzymałość. Jest to dla mnie bardzo ważne, bo od dziecka ojciec-sportowiec wpajał mi do głowy, że sport jest bardzo ważny w życiu. Dlatego nie mogłem wybaczyć Kyungsoo tego braku. Ale zamiast zostawić go i odejść, znowu mu pomogłem. Za każdym razem nieświadomie zmieniałem go w kogoś, o kim od zawsze marzyłem.

- Musimy popracować nad twoją kondycją… - mruknąłem. 
- Co?! – spojrzał na mnie przerażonym wzrokiem. 
- Dobrze słyszałeś, od dziś będziemy razem biegać. Bieganie to najlepszy sposób na złapanie kondycji. Rano, przed szkołą.
- Nie chcę… - jęczał, tarzając się po ziemi. Znowu zacząłem się z niego śmiać.
- Nie masz wyjścia. A teraz chodź, pokażę ci szkołę. – wstałem i wyciągnąłem dłoń w jego stronę. Myślałem, że ją odepchnie, ale tak się nie stało. 

Kyungsoo brakowało asertywności. Nie potrafił stawić się innym, powiedzieć „nie”, jeśli ktoś go do czegoś zmuszał. Teraz nie jest z nim tak źle, choć jego natura jest taka, żeby garbić kark i robić to, co każą nam inni. Pamiętam pierwszy raz, kiedy podziękował mi, że przy nim jestem, że dzięki mnie czuje się silniejszy, bo potrafię mu pomóc w takich chwilach. Do tej pory ściska mnie serce, kiedy o tym pomyślę.

Zawahał się, zanim ją złapał. 
- Powinieneś powiedzieć „nie”, a ty od razu ulegasz. Co za ciepłe kluchy z ciebie. – westchnąłem.
- Ciepłe… co? – nie wiedział o co mi chodzi.
- Chcesz biegać codziennie rano? – spytałem.
- No… Nie… 
- No właśnie, więc jak nie chcesz, to powiedz „nie”!
- Nie…
- Głośniej, nie słyszę cię! Ma być wyraźnie! – czekałem aż w końcu się przełamie.
- Nie. – powiedział twardym głosem.
- No i o to chodziło. Ale i tak będziesz biegać, bo musisz sobie wyrobić kondycję. – Kyungsoo znów o mało co się nie rozpłakał, a ja pociągnąłem go z ziemi i poszliśmy w stronę szkolnego budynku. Nagle spuścił głowę w dół, kryjąc zakłopotanie.
- Jongin, czy ty… słyszałeś może o czym mówiła ta dziewczyna w czerwonych włosach…? – spytał niewyraźnie, mnąc swoją koszulę w palcach. Zastanowiłem się przez chwilę, czy powiedzieć mu, że nie dowiedziałem się tego od Tiffany, tylko w inny sposób.
- Tak, ale wiedziałem już wcześniej. – podniósł na mnie swój zdziwiony wzrok.
- I… nie odrzuca cię to?
- A wygląda, jakby odrzucało? Kyungsoo, dla mnie nie ma znaczenia czyjeś pochodzenie, rasa, czy orientacja. Jeśli ktoś jest dla mnie miły, to ja dla niego też taki będę. 

I wtedy pierwszy raz zobaczyłem jego uśmiech. Był słaby, ledwo widoczny, ale był. I ja sam sprawiłem, że się pojawił. Teraz uwielbiam sprawiać, że Kyungsoo się uśmiecha, lubię robić rzeczy, dzięki którym wydaje się być szczęśliwszy. To cudowne uczucie.

- Jeśli chcesz, mogę cię dziś odprowadzić do domu. – zacząłem, kiedy mijaliśmy stołówkę.
- Nie trzeba… mieszkam niedaleko. – Do wciąż był lekko nieśmiały, ale nie przeszkadzało mi to.
- Okej, jeśli nie chcesz, to będę cię śledził. 
- Jongin, czemu tak bardzo chcesz się ze mną zaprzyjaźnić? Nie jestem ciekawy, ani lubiany. Nie ma we mnie nic, na co ktoś mógłby zwrócić uwagę. – szeptał Kyungsoo. 

Nie wiem która to była wada w kolejności. Do nie walczył, nie stawiał na swoim. Wolał siedzieć cicho i podstosowywać się pod innych. Nie chciałem, żeby tak było, bo to oznaczało, że jest bardzo słaby i nie poradzi sobie w późniejszym życiu. Pokazałem mu, że można to zmienić. 

- Sam nie wiem. Coś w tobie mnie jednak zaciekawiło i chciałbym odkryć co to jest. Oczywiście, jeśli mi pozwolisz. – uśmiechnąłem się do niego, a on pokiwał głową. Przeszliśmy całą szkołę, pokazałem mu najciekawsze miejsca i wszystkie te, które powinien znać, jako uczeń. Rozmawialiśmy również z mijanymi po drodze nauczycielami. Zauważyłem, że spora część uczniów już poznała plotkę, którą rozpuściła Tiffany, i Kyungsoo chyba też, bo odwracał wzrok, kiedy ktoś przechodził koło nas i szeptał coś do innych, patrząc się na niego. Wkurzało mnie to. 

Masy nie zmienisz, ale jednostkę możesz, więc zacząłem uczyć go, żeby szedł przez życie z podniesioną głową. Pokazałem, że tak będzie dużo łatwiej.

Lekcje się skończyły, a ja zabrałem Kyungsoo do szatni, a potem odprowadziłem do domu. Nawet za bardzo się nie zdziwiłem, kiedy się okazało, że mieszkamy całkiem blisko siebie. A nawet bardzo blisko, bo widziałem jego mieszkanie z okna sypialni, mieszkamy w sąsiednich blokach. Co oczywiście oznaczało, że zabrałem go do siebie, nawet nie słuchając jego płaczliwych próśb, żebym zostawił go w spokoju. Następnego dnia był piątek, nie mieliśmy nic zadane, więc nie widziałem przeszkód, żeby przetrzymać go u siebie do późnego wieczora. Kyungsoo poznał moją mamę i Peoji, mojego królika. Moja mama bardzo go polubiła i odkryła jego pierwszą zaletę, pozytywną umiejętność, przeciwieństwo wady. Do potrafi gotować i przekonałem się o tym właśnie tamtego dnia, kiedy mama pojechała do znajomych, a my z Kyungsoo zawaliliśmy kuchnię niepotrzebnymi gratami, bo uparłem się, żeby zrobił muffinki. Były czekoladowe, a ich smak pamiętam do dzisiaj. 

Teraz często przesiaduję na blacie i przyglądam się mu, gdy pracuje w kuchni. To kolejna rzecz, od której się uzależniłem.

Resztę wieczoru spędziliśmy na graniu w gry wideo, jak i rozmawianiu na różne tematy. Dowiedziałem się, że Kyungsoo wychowywał się w patologicznej rodzinie, że jego ojciec był uzależniony od alkoholu, że krzywdził jego i jego matkę. Że kiedy był mały, wyjechał do ciotki nad morze i wtedy całą okolicę nawiedziła wielka fala. Na szczęście nikt nie umarł, ale mało brakowało, żeby niektórzy stracili życie. Pierwszy raz poczułem tak ogromne współczucie. Opowiedział mi o swoim starszym bracie, który zabrał ich do siebie, kiedy tylko znalazł sobie mieszkanie i dogodną pracę, żeby utrzymywać ich wszystkich. Powiedział też o tym, że jego mama często wyjeżdżała do Seulu i spotykała się z aktualnym mężem, który jest bardzo miłym i opiekuńczym człowiekiem, że jego prawdziwy ojciec zginął w wypadku samochodowym, który sam spowodował, bo był nietrzeźwy. Że teraz jest na pewno szczęśliwszy niż kiedyś, bo ma prawdziwą rodzinę. Ale w trakcie tego opowiadania wyczułem, że jego emocje, które się w nim kumulowały, niedługo wypłyną i miałem rację. Kyungsoo zaczął płakać, przepraszając mnie za swoje zachowanie. Wtedy pierwszy raz go przytuliłem. Trzymałem go mocno w objęciach i uspokajająco głaskałem go po głowie, mówiąc, żeby nie przepraszał, bo to przecież nie jego wina. To było dla mnie naprawdę niesamowite przeżycie, bo wtedy poczułem, że naprawdę chcę mu pomóc i postanowiłem, że będę robić wszystko, żeby nie cierpiał tak, jak kiedyś. Wtedy opowiedziałem mu o sobie, o swoim życiu, ojcu, który jest koszykarzem, który przyjeżdża do domu tylko na święta, o tym, że chcę być w przyszłości taki jak on, o mamie, która uczy muzyki w szkole podstawowej, o tym, że od zawsze chciałem mieć rodzeństwo, ale nie mogłem, więc pewnego dnia przyniosłem do domu królika i stwierdziłem, że jeśli mama go wyrzuci, to ja odejdę razem z nim. 

To był pierwszy raz, kiedy Kyungsoo się przy mnie zaśmiał. Nie mogłem przestać na niego patrzeć, a potem zwyczajnie zacząłem się śmiać razem z nim. To było piękne.

Pod wieczór odprowadziłem go do domu i wziąłem jego numer telefonu. On cicho mi podziękował, a ja zrozumiałem, że pierwszy raz komuś tak bardzo zaufał i poczułem się dumny, że to mnie wybrał. Poczułem niesamowite przywiązanie.

Rano obudziłem go przed szóstą, ale nie chciał wstać. Ubrałem się więc i pobiegłem do jego mieszkania. Dzwoniłem tak długo, aż mi otworzył. Wyciągnąłem go na zewnątrz i przez godzinę biegaliśmy wokół drzew w pobliskim parku. A raczej ja biegałem, a on się mordował. I od tamtej pory powtarzaliśmy to codziennie, a on z dnia na dzień robił postępy. W szkole trzymał się z naszą paczką, a ja byłem niesamowicie wdzięczny reszcie, że go zaakceptowali. Bardzo dużo czasu spędzaliśmy razem, Kyungsoo nawet zostawał po lekcjach, żeby oglądać nasze treningi koszykówki i wspierać naszą drużynę. Zakolegował się z Minho, który potem też dowiedział się o jego orientacji, ale to nie wpłynęło na ich znajomość. Bardzo cieszyłem się, że Do ma przyjaciół, na których może polegać. Na tym mi zależało. Coraz bardziej się do siebie zbliżaliśmy, a ja coraz częściej łapałem się na tym, że wyczekuję chwil, kiedy mogę znowu z nim przebywać. Nie rozumiałem tego, dlaczego tak bardzo tego potrzebowałem. 

Pewnego dnia, kiedy za oknem zrobio się już czerwono, a wiatr dął głośno, uderzając mocno o szyby, szedłem do szatni, żeby przygotować się do treningu. Po drodze jednak usłyszałem za oknem głosy Sehuna i Kyungsoo, więc zbliżyłem się do nich niego i usiadłem tak, żebym mógł słyszeć co mówią, nie zdradzając swojej obecności.
- Kyungie, chciałeś pogadać? – Sehun jak zwykle ziewał.
- Tak, dziękuję, że się zgodziłeś.
- Nie ma sprawy. Więc… co ci leży na sercu?
- Sehun, wiesz, jaki jestem. I wiesz jak dużo spędzam czasu z Jonginem. Słyszę, co mówią ludzie. Nie chcę, żeby myśleli, że… wiesz o co mi chodzi, prawda?
- Pewnie. Ale powiem ci jedno. Jongin w ogóle się tym nie przejmuje. Jestem pewien, że może nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. On nigdy nie słucha tego, co mówią o nim inni. Woli robić po swojemu i nie przejmować się opinią tych, którzy go nie znają.
- Na pewno…?
- Dam sobie głowę uciąć, że tak jest.
- Jesteście sobie bardzo bliscy, prawda? Znasz go najlepiej z nas wszystkich.
- Chyba tak. Znam go od urodzenia, nasi rodzice znali się jeszcze zanim w ogóle nas planowali. Nawet urodziliśmy się w tym samym szpitalu. – zaśmiał się. – Tylko on dokładnie minutę wcześniej i dlatego mówi do mnie „młody”, ale nie przeszkadza mi to. Wszyscy mówią, że jesteśmy jak bracia. Zgadzam się z tym, zawsze byliśmy razem, rozumiemy się bez słów.
- Więc nie sprawiam mu kłopotu?
- Nie, to mogę ci powiedzieć z pełnym przekonaniem.
- Bo Sehun, ja… ja chyba… nie wiem, jak to powiedzieć, ale…- mamrotał, nie mogąc wydusić słowa.
- Wiem, nie musisz mówić. – odparł Sehun.
- Naprawdę? – w głosie Kyungsoo usłyszałem zdziwienie i lekki strach.
- Tak. Wszyscy o tym wiemy i nikomu z nas to nie przeszkadza. Teraz wystarczy, żeby on sam się dowiedział.
- Racja… choć nie wiem, jak ja to zrobię. Dziękuję Hunnie. 
- Kyungsoo, jeszcze jedno. – dodał Sehun, kiedy Do już wstał, żeby iść na zajęcia.
- Tak?
- Mam wrażenie, że Jongin nie opuści cię tak szybko. – powiedział tajemniczo i odszedł. Umknąłem szybko do szatni, żeby mnie nie nakrył, a moją głowę zajmowały tysiące różnych myśli.

Na boisku myślałem nad naszymi relacjami. Nie wiedziałem co o nich myśleć. Dziwiłem się sam sobie, że tak szybko polubiłem Kyungsoo, że czymś naturalnym stało się dla mnie bycie przy jego boku, że cieszyłem się za każdym razem, kiedy go widziałem. Ale najbardziej dziwiła mnie myśl, że teraz, wiedząc, że Do mnie kocha, cieszyłem się jeszcze bardziej. Myślałem nad tym długo, ale musiałem być również skupiony na grze, więc nic konkretnego nie wywnioskowałem, dlatego po treningu poszedłem do Luhana i zwierzyłem mu się ze swoich problemów. Luhan jest bezpośredni, dlatego to zawsze właśnie do niego chodzę po dobre rady i podpowiedzi, bo zawsze mówi konkretnie. I tym razem mnie nie zawiódł, choć przyznam, że wtedy nie spodziewałem się takiej odpowiedzi.
- Może ty po prostu się w nim zakochałeś? – rzekł z uroczym uśmiechem na ustach.
- Z-zakochałem? – wykrztusiłem. Jakoś nie mogłem tego pojąć.
- No tak, normalnie, zakochałeś się. Jeśli cały czas myślisz tylko o nim, ciągle chcesz spędzać z nim jak najwięcej czasu i zupełnie nie przeszkadza ci to, że większość uczniów naszej szkoły i tak już uważa was za parę.
- Co?! Jak to? Nic o tym nie wiem! 
- Bo jesteś ślepy i wpatrzony tylko w jedną osobę.
- Czemu tak uważają?
- Chyba przez orientację Kyungiego i to, że jesteście praktycznie nierozłączni, tak mi się wydaje. – rzucił z sarkazmem, a potem zniknął. A ja… wyszedłem ze szkoły, pobiegłem do lasu pod wierzbę, usiadłem i zacząłem rozmyślać, a czerwony, jesienny krajobraz, dopełniał moją wewnętrzną melancholię.

W tamtym momencie, po paru godzinach intensywnego myślenia, przypominania sobie tych wszystkich najważniejszych chwil, jakie z nim spędziłem, analizowania mojego zachowania, naszych relacji, emocji i uczuć, których do niego żywiłem, w końcu zrozumiałem, że Luhan ma rację. Zakochałem się w nim. 
Straciłem kilka lekcji, a moi przyjaciele zaczęli się o mnie martwić, co chwilę pisali lub dzwonili, żeby mnie odnaleźć, ale żaden z nich nie wpadł na pomysł, żeby poszukać mnie tutaj. Tylko jedna osoba znała moją kryjówkę. I właśnie ona mnie znalazła.
Uśmiechałem się głupio do siebie, kiedy usłyszałem głośne wołanie od strony strumienia. Nie mogłem pomylić tego głosu z nikim innym.
- Jongin-ah! – tylko on tak do mnie mówił. Nikomu innemu na to nie pozwalałem.
- Wiem, że tam jesteś, wyjdź do mnie, proszę! – naprawdę chciałem do niego pójść, ale nie myślałem w tamtej chwili i tylko siedziałem na ziemi, z uśmiechem na ustach słuchając jego głosu. 
- Jongin-ah… - teraz już nie krzyczał, a raczej zawodził. Potem wszystko ucichło, a ja zastanawiałem się, czy poszedł. Miałem nadzieję, że nie i właśnie chciałem do niego pójść, kiedy usłyszałem dziwny dźwięk, jakby ktoś wchodził w kałużę. Nie wierzyłem własnym uszom, ale już po chwili zobaczyłem Kyungsoo z owiniętym wokół szyi czerwonym, grubym szalikiem, który zrobiła mu moja mama, idącego ku mnie.
- Dlaczego nie wyszedłeś? – spytał smutnym głosem, kiedy mnie zobaczył.
- Przeszedłeś przez strumień. Pierwszy raz. Przeszedłeś sam, bez mojej pomocy. – uśmiechnąłem się szeroko.
- Chciałem zobaczyć, czy tu jesteś… - mruknął i podszedł bliżej.
- Gratuluję. – zaśmiałem się i położyłem na trawie. On usiadł koło mnie, plecami do drzewa, podkulił nogi, oplótł je ciasno rękami i położył brodę na kolanach. Zawsze tak siadał, to było dla niego charakterystyczne.
- Ciężko jest się przełamać do wielu rzeczy, których się boimy. – zaczął, a ja miałem wrażenie, że to będzie długi monolog.
- Teraz też było mi ciężko, ale przecież tobie nigdy nic się nie stało, a jeszcze przy tym nosiłeś mnie na plecach… Więc pomyślałem, że warto spróbować. A jakby miało mi się coś stać, to wiedziałem, że wtedy przyjdziesz do mnie i mi pomożesz. – czasami Kyungsoo miewał takie momenty, że mówił coś, co bardzo mnie podbudowywało na tle naszych relacji. Czułem wtedy, że jestem dla niego ważny, że on na mnie polega. Byłem wzruszony i chciałem słuchać dalej. Obróciłem się na bok, żeby móc na niego patrzeć.
- Bo wiesz… ja wiedziałem, że tu jesteś. Nie mogłeś być nigdzie indziej. To twoje specjalne miejsce i tylko tutaj możesz schować się przed światem, tak mi powiedziałeś na naszym pierwszym spotkaniu, pamiętasz? – w tamtym momencie zrozumiałem, że nie mogłem natrafić na nikogo innego. Że tylko on jest w stanie dać mi to, o czym od zawsze marzyłem. Że to jego kocham.
- Od tamtej pory to nie jest moje miejsce, tylko nasze. – uśmiechnąłem się i wstałem do siadu. Przysunąłem się bliżej niego, tak, że stykaliśmy się ramionami i położyłem głowę na jego ramieniu. Poczułem jak zadrżał.
- Czemu mi je wtedy pokazałeś? 
- Nie wiem, już ci mówiłem. – zamknąłem oczy, rozkoszując się chwilą. Nie chciałem jej przerywać. Było mi zbyt dobrze. Szczególnie wtedy, kiedy Kyungsoo przytulił swój policzek do mojej głowy. Siedzieliśmy tak przez krótką chwilę. Chciałem, żeby tak już było zawsze.
- Czemu to robisz? – odezwał się nagle.
- Co robię? – nie wiedziałem o co mu chodzi.
- Pozwalasz mi na to wszystko. – jego głos brzmiał smutno. Zmarszczyłem brwi, podnosząc głowę, żeby na niego spojrzeć.
- Jongin-ah, wiesz kim jestem i jaki jestem, a mimo to robisz te wszystkie rzeczy, których nie powinieneś w mojej obecności. – zarumienił się lekko i odwrócił wzrok. Musiałem pomyśleć chwilę, żeby zrozumieć o co mu chodzi.
- Kyungie… przeszkadza ci to? – zdziwiłem go tym pytaniem.
- Nie, ale…
- Więc o co chodzi?
- Jognin-ah, chodzi mi o to, że to nieodpowiednie. Ty nie jesteś taki jak ja, a ludzie zaczynają tak myśleć.
- A co mnie obchodzą ludzie? Jeśli nie przeszkadza ci, że jestem taki nachalny, to tylko to jest dla mnie ważne. – prychnąłem, udając złego. Uśmiechnął się do siebie.
- To dobrze. Cieszę się. – szepnął i przytulił się do mnie. Nie wiedziałem co zrobić, poczułem się trochę skrępowany, ale jednocześnie bardzo szczęśliwy, że w końcu to zrozumiał, więc odwzajemniłem uścisk, chowając głowę w zagłębienie między jego szyją, a ramieniem, wsuwając nos w miękki materiał jego szalika. Poczułem się cudownie. Poczułem się potrzebny. I poczułem, że chciałbym móc robić takie rzeczy codziennie.
- Hyung… - zacząłem. Nie lubił, gdy tak na niego mówiłem, bo może i był ode mnie starszy, ale tylko trochę. Ale ja uwielbiałem go tym denerwować.
- Mówiłem, żebyś mnie tak nie nazywał… - zaśmiał się, odsuwając się trochę.
- Ale to fajne. – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu, wciąż trzymając ręce wokół jego pasa.
- Chciałeś coś powiedzieć, prawda?
- Tak. Hyung, myślę, że… jestem zakochany. – powiedziałem z uśmiechem, a jego mina od razu zrzedła. Zasmuciłem się.
- Ja też. – przyznał cicho.
- Naprawdę? W kim? – znałem odpowiedź, ale chciałem sprawdzić, czy będzie na tyle odważny, że sam mi to wyzna.
- Powiem ci, jeśli ty pierwszy powiesz mi w kim ty się zakochałeś. – uśmiechał się, ale w jego oczach widziałem smutek. 
- Zgaduj. – zaczął po kolei wymieniać wszystkie dziewczyny z naszej klasy, a potem całą resztę, którą znał. Zdziwiłem się, że zapamiętał aż tyle imion. Uświadomiłem sobie przy okazji, że mimo rozpuszczonej plotki, Kyungsoo nie był w szkole gnębiony ani nie lubiany. Był postrzegany trochę inaczej, ale na pewno nikt nie robił mu żadnych przykrości. Znał dużo ludzi w szkole, nawet z innych roczników. Pomyślałem też, że to po części nasza zasługa. Paczka była znana w szkole i lubiło nas wiele osób, a dzięki temu, że trzymał z nami, inni zrozumieli, że musi być całkiem niezły, skoro się z nami koleguje. Może to trochę narcystyczne, ale tak było.
- Już sam nie wiem… może Sulli?
- Ten paszczur z trzeciej klasy? Nigdy! – śmiałem się do rozpuku, kiedy zrezygnowany zaczął wymieniać nawet nasze nauczycielki.
- Czy to w ogóle ktoś z naszej szkoły? 
- Tak. – obserwowałem jego mimikę twarzy, kiedy w skupieniu próbował sobie przypomnieć jeszcze kogoś, kogo przeoczył. Nagle spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem.
- Może Sehun? – uśmiechnąłem się lekko na to stwierdzenie.
- Sehun jest moim bratem, ale nikim więcej. 
- Więc sam już nie wiem…
- Przegapiłeś jedną ważną osobę, Kyungsoo. Najważniejszą. – czułem dziwny spokój, kiedy mu o tym mówiłem.
- Jest ktoś ważniejszy dla ciebie od Sehuna w naszej szkole? – znów zachciało mi się śmiać, bo wyglądał dokładnie tak, jak pierwszego dnia.
- Tak, moja sówko. Ty. – na początku nie umiałem powiedzieć co Kyungsoo poczuł, kiedy to usłyszał. Wiele emocji rysowało się na jego twarzy, ale w końcu on sam tego nie wytrzymał i po prostu się rozpłakał, a ja patrzyłem na niego z uśmiechem, bo wiedziałem, że są to łzy szczęścia.
- A ty? Kogo kochasz?
- Nie muszę… już mówić… - powiedział przez łzy, chowając twarz w szaliku. Wtedy złapałem go w ramiona i pierwszy raz poczułem jego siłę, kiedy przyciskał mnie do siebie. Wtuleni w siebie, cieszyliśmy się wzajemnym szczęściem. Olppaemi przerwał nam ten piękny moment, kiedy nagle zauważyłem go, grzebiącego w moim plecaku. Zaśmiałem się głośno, a kiedy Kyungsoo zorientował się o co mi chodzi, zawtórował mi. Jeszcze nigdy się tak nie śmiałem, aż rozbolał mnie brzuch. Upadłem plecami na ziemię, nie mogąc przestać się śmiać. Po chwili jednak poczułem na sobie ciało Kyungsoo, który znowu się do mnie przytulił. Pierwszy raz jego twarz znalazła się tak blisko mojej. Patrzyliśmy sobie w oczy i po prostu się uśmiechaliśmy. Objąłem jego szyję ramionami, chcąc mieć go jeszcze bliżej siebie.
- Nie puszczaj mnie już nigdy. – wyszeptał, a ja poczułem, jak łzy spływają z moich policzków. Jeszcze nigdy nie czułem się tak szczęśliwy. I tak odpowiedzialny.
Tego dnia już nie wróciliśmy na lekcje. Włóczyliśmy się po mieście, chodziliśmy po sklepach i parkach. Pierwszy raz poszedłem na wagary, ale nie żałowałem. Przez cały czas trzymałem rumieniącego się Kyungsoo za rękę i nie mogłem oderwać wzroku od jego roześmianej twarzy. Było wspaniale. Dokładnie tak, jak marzyłem. Nie dziwię się sobie, że się w nim wtedy zakochałem. Że zakochałem się w chłopaku. Kiedy Kyungie karmił gołębie zdążyłem wysłać smsy do paczki, w których w skrócie opowiedziałem im co się stało. Amber od razu stwierdziła, że najpierw mnie wyściska i pogratuluje, a potem zabije, za to, że się nie odzywałem. Luhan i Tao przyznali, że jeśli skrzywdzę Do, to mi się od nich dostanie, a Krystal i Sehun byli po prostu szczęśliwi. 
- Jongin-ah, zobacz! – usłyszałem nagle. Podniosłem wzrok znad komórki i zobaczyłem Kyungsoo, na którego ręce siedział wróbel. Uśmiechnąłem się do niego i szybko zrobiłem mu zdjęcie, które od razu ustawiłem sobie na tapetę. Nie zmieniłem jej do dzisiaj.

Czas mijał, a ja czułem się szczęśliwszy niż kiedykolwiek. Moja mama i tata zaakceptowali nasz związek, rodzice Kyungsoo mieli nieco inne zdanie, ale udało nam się ich przekonać. W szkole nic się nie zmieniło oprócz tego, że teraz wiedział już każdy, ale ich nastawienie wciąż było takie samo. Lubiłem chodzić po korytarzu, trzymając Kyungiego za rękę. Pokazywałem mu, że nie chcę się chować ze swoim uczuciem. Często całowałem go w policzek lub przytulałem. Uwielbiałem czuć jego ciepło, widzieć jego uśmiech. Ale to mi nie wystarczało.

Był szósty grudnia, kiedy staliśmy pod naszą wierzbą, dokarmiając Olppaemi. Nie był już taki mały, ale zaczynały się mrozy, więc przynosiliśmy mu dużo smakołyków. Kyungsoo głaskał jego szyję i na chwilę nawet założył mu swój szalik.
- Ładnie mu. – stwierdziłem. – Ale jest twój. Moja mama wiele się przy nim narobiła.
- Twoja mama jest bardzo miła. Nie spodziewałem się takiego prezentu. 
- Nie spodziewałeś się prezentu w urodziny? To głupie. – zaśmiałem się cicho.
- Spodziewałem, ale raczej nie od niej. – Kyungsoo uśmiechnął się, podając jelonkowi mały kawałek jabłka.
- A od kogo? 
- Od ciebie. – zarumienił się lekko. Zainteresowałem się.
- Jakiego?
- Wtedy jeszcze nie wiedziałem.
- A teraz wiesz? – kiwnął głową, chowając rumieniec. – Powiesz mi? W końcu wtedy nic ci nie dałem, więc mógłbym teraz. Taki zaległy prezent urodzinowy. Poza tym, dzisiaj ważna data. – spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- To dziś mijają równo cztery miesiące od naszego pierwszego spotkania. – Kyungsoo schował twarz w szalik, który z powrotem znalazł się na jego szyi. Zaśmiałem się cicho i przytuliłem go od tyłu.
- Nie mam wiele, ale postaram się dać ci wszystko, co najlepsze. – wyszeptałem mu do ucha. Poczułem, jak jego ciało się spina, więc zacząłem lekko masować jego brzuch przez materiał kurtki, żeby się uspokoił.
- Mam jedno małe życzenie… 
- Jakie? – wyswobodził się z mojego uścisku i obrócił się do mnie przodem.
- Zamknij oczy. – posłusznie wykonałem polecenie.

I wtedy miał miejsce nasz pierwszy pocałunek. Jego drżące, wilgotne wargi dotknęły moich, przelewając na nie swoje ciepło. Przytuliłem go delikatnie, a on wspiął się na palce i wsunął swoje dłonie w moje włosy. Nigdy nie zapomnę tej chwili. Do dzisiaj czuję słodki smak jego ust. Czuję go przy każdym naszym pocałunku. Jestem od nich uzależniony.

Przez najbliższy tydzień porywałem go po lekcjach w różne miejsca, żeby móc cały swój wolny czas spędzić z nim. Często również całowałem go w miejscach publicznych. Ludzie różnie na nas patrzyli, a ja miałem zabawę z patrzenia, jak Kyungsoo krępuje się wchodzić do miejsc, w których już nas tak widziano. Kochałem, kiedy rumieniec oblewał mu policzki. Miałem wtedy ochotę całować go jeszcze bardziej, jeszcze mocniej. Kiedy mieliśmy dużo lekcji często zostawaliśmy u siebie na noc, żeby móc powtórzyć jak najwięcej. Wspólnie odrabialiśmy lekcje i szło nam to całkiem nieźle, bo hyung był bardzo dobrym uczniem i potrafił zrozumiale tłumaczyć. Stał się moim prywatnym nauczycielem. Bardzo często moja mama musiała wyjeżdżać na różne konkursy ze swoimi podopiecznymi i zostawałem sam na noc. Ściągałem wtedy Sehuna lub całą paczkę i robiliśmy imprezy. Kyungsoo ich nie lubił, dlatego czasami po prostu spotykaliśmy się wszyscy na wspólne oglądanie filmów do rana, a ja cieszyłem się, że możemy spędzać czas wszyscy razem, w naszym wspólnym gronie. Jednak raz nikt nie mógł przyjść i zostaliśmy z Do zupełnie sami. Najpierw miałem pomysł na oglądanie horrorów, ale on nie lubił tego typu filmów, bał się ich. Nie zdziwiło mnie to za bardzo, więc postanowiliśmy obejrzeć jakąś komedię romantyczną. Wybrałem pierwszy lepszy tytuł z kolekcji mojej mamy i wsunąłem płytę do DVD.
- Mam nadzieję, że wziąłeś popcorn. 
- Jak mógłbym o nim zapomnieć, przecież ty przez cały film nie robisz nic innego, tylko go zjadasz. – zaśmiałem się serdecznie, bo miał trochę racji. Film już się zaczynał, więc usiedliśmy na ziemi, opierając się plecami o kanapę i przykryliśmy się kocem.
- Hej, weźmy Peoji, na pewno jest samotny. – szeptałem. Peoji miał klakę w moim pokoju, a my oglądaliśmy w salonie.
- Nie, będzie się nudzić.
- No weź… na pewno teraz nudzi się o wiele bardziej.
- Nie, Jongin, on teraz smacznie śpi.
- Kyungie… - zacząłem wychodzić spod koca.
- Jongin, wracaj, nie ma sensu po niego iść.
- Proszę… - wstałem już do pionu, kiedy nagle złapał mnie w pasie.
- Jongin, wracaj! – syknął. Usiadłem z powrotem, udając obrażonego.
- Ale chcę coś za to. – westchnął.
- Ok., co mam ci dać? – wiedziałem, czego chcę. Chciałem tego od dawna. Spojrzałem prosto w jego oczy i nagle nabrałem powagi, bo wiedziałem, że to ważna i trudna decyzja.
- Oddaj mi się. – na chwilę zapadła między nami cisza, ale potem zacząłem lekko się do niego przysuwać. Pocałowałem jego usta, policzki i szyję. Całowałem jego ramiona, a on powoli kładł się na plecy, wciąż nic nie mówiąc. Trochę mnie to zdenerwowało.
- Kyungsoo, powiedz coś. Nie wiem, co robić. – poprosiłem. I otrzymałem najcudowniejszą odpowiedź, jaką mogłem kiedykolwiek dostać.
- Kocham cię. I ufam ci. – jego głos drżał, zdradzając to, że się bał. Ale odważył się powiedzieć te słowa. Poczułem nieopisaną radość, którą po chwili przekazałem mu w pocałunku. Leżeliśmy na kocu i całowaliśmy się bez pamięci. Nasze ręce badały wzajemnie nasze ciała, poznając je i odkrywając. Nigdy tego nie zapomnę. Nie zapomnę dotyku jego palców na mojej wrażliwej skórze. Nie zapomnę widoku jego ciała, kiedy pierwszy raz widziałem je całe nagie. Nie zapomnę tego ciepła, które otoczyło mnie, kiedy przytulał się do mnie, gdy go pieściłem. Nie zapomnę dźwięku jego głosu, kiedy jęczał cicho i powtarzał moje imię, gdy wchodziłem w niego najdelikatniej, jak mogłem. Nie zapomnę jego wzroku, pełnego pożądania i miłości, gdy kochałem się z nim tamtej nocy. Nie chcę tego zapominać. Lubię wracać do swoich wspomnień, szczególnie tych, które były najpiękniejszymi chwilami w moim życiu. A ta była jedną z nich. I mimo wszystkich swoich początkowych wad, Kyungsoo stał się dla mnie idealny. Nie wierzyłem, że kiedykolwiek uda mi się znaleźć taką osobę. A jednak. 

- Dziękuję. – wyszeptał, gdy trzymałem go w ramionach.
- Za co? – spytałem, gładząc dłonią jego policzek.
- Za wszystko. 

22 komentarze:

  1. Jej <3 jakie to piękne <3 najcudowniejsze Kaisoo jakie czytałam *-*
    Podobała mi się lekka scena smut :D bo naczytałam się ich ostatnimi czasy duuużo i miło dla odmiany przeczytać coś bardziej fluff <3
    Ogólnie gratuluję talentu *-* Przeczytałam wszystkie szoty <3 Aww *.* zakochałam się w nich <3
    Czekam na jakieś nowe TaoRis lub HunHan <3

    Pozdrawiam i życzę weny,
    Nottek / PandaNuna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeśli uważasz, że to jest najcudowniejsze (moje pierwsze... XD) to chyba nie czytałaś Bliss <3
      bardzo dziękujemy za piękne słowa :3 jeśli masz jakiś pomysł na te ff, to możesz napisać w zakładce "Wasze zamówienia", tam zaglądamy dużo częściej, więc dzięki temu szybciej mogłybyśmy spełnić twoją prośbę :)

      Usuń
    2. OO! Też czytałem Bliss i jest moim numerem 1 jezeli o Kaisoo chodzi. Ale kochana, to jest przecudne! Za szybko sie skończyło. Piszesz na bardzop wysokim poziomie, nienaganna ortografia, lekki i bardzo wciągsająvcy styl.. Naprawde jestem pod wrażeniem. A w zamówieniach właśnie ide błagać o kontynuację tego fica i proszę Cie, weź to pod uwage! Pozdrawiam :*.

      Usuń
  2. Ou iz *u*, Hyo się cieszy XDDD dobre opowiadanie, bardzo mi się podoba, świetny comeback, Clarie XDD ale naprawdę, tak bardzo chciałam przeczytać jakiegoś fluffa na poziomie, a ten jest zajebisty, więc radość ^^ obie piszcie więcej, bo potraficie to robić, a dobry fanfic to szczęście fangirla :3 hwaiting! Weny życzę :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. gdyby tylko był na to czas... ;; nie tak efektowny jak ULF XD bardzo dziękujemy <3

      Usuń
  3. o rany o rany o rany *Q* jakie to wszystko urocze ♥
    kocham Kaisoo, a to jest takie kyu kyu bosze jak ja kocham fluffy ♥ i jeszcze lekki smucik na końcu, życ nie umierać C: ♥
    wszystko było piękne, ładnie napisane, historyjka super ♥
    i tak patrzę i chyba się nie mylę - to ty napisałaś takeigo BaeKai, co Bekon jest seme? 'Wygrana' ?XD czy właśnie strzelam gafę? XD"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję <3 tak, ja, to mój drugi blog :3

      Usuń
    2. waa czyli nie ma gafy :D i mam prośbę - dałam zamówienie na SeKai w dziale zamówienia, ale nie dopisałam, kto ma je napisać - mogłabyś to ty zrobić proszę? ♥

      Usuń
  4. Jakie to było wspaniałe ^^
    Nie będę się rozpisywać i omawiać każdego szczególiku.
    Po prostu powiem że całość była niesamowita. Kochana i wzruszająca.
    Miałaś tak piękny pomysł i tak pięknie go zrealizowałaś :)
    Dziękuję że mogłam to przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a ja bardzo dziękuję za ten szczery i piękny komentarz :')

      Usuń
  5. Kocham Cię naprawdę bardzo za tak wspaniałe Kaisoo ♥
    Naprawdę, lepiej bym sobie tego nie wymyśliła. Wszystko co chciałam zawarłaś w tym one-shocie. Chociaż jak zobaczyłam angsta, to się modliłam tylko żeby mi nikt przypadkiem nie umarł, a w szczególności Dyo. Ludzie mają jakiś fetysz, fetyszowo podobne coś na to by pisać Kaisoo'we angsty i śmierć Sówki :<
    Jakim cudem sarenka zwie się Luhan? XDD Nie no wiem, że to tylko imię, ale tak siedziałam i się zastanawiałam czy Luhan to nie przypadkiem jeleń XDD
    Dziękuję za spełnienie zamówienia ♥
    Hwaiting w dalszych zamówieniach! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. angsta? jakiego angsta? o_____O weź mi go pokaż, bo chyba ślepa jestem XDD ja tam KaiSoo uważam za pairing, którego wszystkie ficki powinny się kończyć "i żyli długo i szczęśliwie", więc ode mnie raczej nie da się złych zakończeń spodziewać XD
      chodzi o Olppaemi? to jelonek, ale Jongin jest ułomem i dopiero później ogarnął, że to nie sarenka XD a jeżeli chodzi o całą resztę, to Luhanami nazwali wszystkie jelonki i sarenki hasające po Seoul Forest, niezależnie od płci XD
      proszę bardzo i polecam się na przyszłość ~

      Usuń
  6. łał.... magia. Poczułam się magicznie czytając tego szota *.*
    Kaisoo to moje OTP, więc chyba nie muszę wspominać, o moich feelsach? ;____; Takie pienkne *O*

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam straszny sentyment ,do tego opowiadania. Taki smuowy fluff, bez różowych chmurek i zielonych krowek. Bliss samo w sobie jest mistrzostwem, ale czytalam je tyle razy ze znak każda scenę na pamięć. W ostatniej scenie czułam skurcze w brzuchu. Myślałam, że D.O będzie zły na Jongina, a tu proszę. Rzadko kiedy je czuję, a jak się pojawiają to powracam do tych fików.
    Dziękuję i weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chciałam, żeby właśnie taki był i widzę, że chyba mi się udało ^^ dziękuję :)

      Usuń
  8. Wczoraj płakałam na Kaisoo... Tak, ja płakałam na Kaisoo i nie mogłam opanować łez, bo historia była piękna i wzruszająca. "Anterograde Tomorrow" - nie żałuję, że przeczytałam. Przeczytanie tego Twojego FF było dla mnie ogromną odmianą, biorąc pod uwagę, że inny poruszył mnie aż tak bardzo! Ogromna odmiana, ale oczywiście w bardzo pozytywnym sensie, bo tam jednak nie byli razem, a tu hepi end, który rozlewa przyjemne ciepło w sercu i jestem zadowolona. Nie, nie, nie, żeby nie było, że ja tu wyznaję Kaisoo XD Co to to to nie XD, ale doceniam piękne, wzruszające bądź słodkie historie :) Trzeba przeczytać coś, aby móc dyskutować!
    Fabuła -> urocza, lekka, a dialogi są zabawne, ale z drugiej strony w niektórych momentach słodkie. Podobało mi się!
    Pozwolę sobie zacytować coś:
    " To była pierwsza wada, jaką w nim zauważyłem. Ja to tak nazywam, wadą, choć wcale nią nie jest. Po prostu nie rozumiem ludzi, którzy mogą lubić ten przedmiot, dla mnie to czarna magia, a Kyungsoo go uwielbia. Potrafi godzinami opowiadać mi o jakichś dziwnych łączeniach protonowych, alkanach, wodorotlenkach… a ja i tak nic z tego nie rozumiem. I mimo, że szczerze nienawidzę jego monologów o chemii, to myślę, że gdyby nagle zniknęły, byłyby jedną z rzeczy, za którą tęskniłbym najbardziej. Bo właśnie wtedy mogę przyglądać się mu, kiedy on jest zajęty tłumaczeniem mi tych wszystkich wiązań. Mogę do woli patrzeć na jego profil, a on nie zacznie się peszyć, bo jest zbyt zajęty mówieniem. Przez godzinę wpatruję się w jego rozmarzone oczy, słucham cudownego głosu, zapamiętuję mimikę twarzy, kiedy się czymś ekscytuje. A potem w końcu zauważa, że ja w ogóle nie słucham i znowu się na mnie wkurza, a ja tylko się śmieję. Kocham te momenty. Co oznacza, że kocham nawet jego wady. Skomplikowane."
    Urzekł mnie ten akapit. :)
    Życzę Ci weny w dalszym pisaniu!

    OdpowiedzUsuń
  9. tak piekne ;;;

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudowny Shot *.* Jeden z najlepszych jakie czytałam ;* Mam prośbę by było więcej HunHan ;3

    OdpowiedzUsuń
  11. Chyba się rozpłynęłam. Kocham czytać takie ff ;____; ♡

    OdpowiedzUsuń
  12. oemgie <333333333333333333333333333
    cudo!!!!!! ;;;;;;;;;

    OdpowiedzUsuń