18 listopada 2014

Widdiful

[someone who deserve, to be hanged]


Hej hej!^^

Tutaj Yumi/Yu/Ilmin/ nazywajcie mnie jak chcecie, jestem jak Bóg- mam dużo imion, lecz wspaniałość taka sama XD
Okej, żartowałam, wcale nie jestem wspaniała. Obiecuję już nie zmieniać nicku, naprawdę, bo trudno wam się potem połapać, jednak wiedzcie, że ja to nie-ming, okej? Druga autorka.
Wracam do was z moim oneshotem, nad którym siedziałam 3 dni. Naprawdę się starałam! Nie chcę być gorsza od ming .___. Moje dotychczasowe opowiadania były za krótkie, dlatego za radą właśnie ming posiedziałam nad tym dłużej. Może to zabrzmi dziwnie, ale one były krótkie przez moją niecierpliwość. Nawet nie wiecie jak trudne jest życie osób niecierpliwych :/ Wszystko chcemy na już i żeby od razu było dobrze. No, ale wracając do tematu, mój oneshot to HunHan. Dlaczego wracam sama? Bo mam więcej czasu niż ming, a gdybyśmy wzięły się za to razem, to czekalibyście znacznie dłużej. Wiecie, że ten głupek spał tylko godzinę, bo siedział, strojąc naszego bloga, a potem jak zombie poszedł do szkoły? Tak więc wiedzcie, że to piękno bloga to poświęcenie ming, ja nie znam kodów css :/
Ale ja się dziś rozpisuję, to chyba dlatego, że za wami tęskniłam ♥ Drugi powód, dla którego napisałam tego ficka sama jest taki, że... ming nie lubi HunHana xD A ja nie lubię Kaisoo, jeśli chcecie wiedzieć. Tak właściwie to nie lubię żadnego paringu z Kyungsoo, nie bijcie ;;;;  Jak widać, uzupełniamy się wzajemnie. Ona spełnia zamówienia z Kaisoo i innymi z D.O., a ja piszę dla Was Hunhany ^^ I przepraszam, że nie zauważyłam jednego zamówienia w komentarzach o Hunhanie supernatura l;;; Jednak mam nadzieję, że te kilka osób, które zamawiały Hunhana będą zadowolone. Mam też nadzieję, że nie popsułam końcówki przez to, że chciałam to dla was jak najszybciej skończyć ;;; Okej, nie gadam już, enjoy~!


♥ AU,fluff, romans, HunHan ♥

Dla Uszati i Cherry Tomato ~

***


Cofnijmy się do czasów dawniejszych, ale niemniej kolorowych i interesujących, jak współczesne. W których zamiast bezlitosnych maszyn i pistoletów, dumnie połyskiwały miecze, za zaszczytne zwycięstwa w walkach otrzymujące równie zaszczytne imiona. Czymże chwalebnym we współczesnych czasach jest zastrzelenie kogoś bronią, skoro może to zrobić nawet dziecko, przypadkowo? Wtedy nie każdy był godzien, by trzymać miecz, niejeden mężczyzna uginał się pod ciężarem tegoż orężu i nie każdy umiał nim władać.
Niemniej budzący szacunek od mieczy byli także władający nimi rycerze. Nie brakowało im męstwa, a każda szrama na ciele lub twarzy była dumą, bo przywoływała wspomnienia z wojen, a i walka u boku króla była wielkim wyróżnieniem. Był tak dostojny i pełen męstwa, że każdy chciałby nawet i zginąć u jego boku.
Wcześniej wspomniany król miał delikatnej urody syna, Luhana. Nieustannie martwił się o niego i o swoje królestwo, gdyż chłopak odrzucał każdą kandydatkę na żonę, a trzeba przecież przedłużyć ród. Luhan miał bowiem przejąć tron po ojcu. Pomimo delikatnej urody miał on zadziorny charakter. Dla osoby postronnej mógł on się wydawać po prostu rozpieszczonym, oziębłym królewiczem, jednak miał on drugie oblicze, którego jeszcze nikomu nie ukazał. Taksował wszystkich oziębłym spojrzeniem, jakby kpił sobie z cudzych myśli i marzeń, jakby zaglądał wgłąb duszy. Jednak on oceniał. Oceniał, czy każdy, kto staje przed obliczem jego ojca, dziękując mu, lub prosząc o łaskę, wyciągnąłby pomocną dłoń, gdyby sytuacje były odmienne.  Czy na wojnie wepchnąłby druha w ręce wroga, gdyby to mu miało uratować życie?
Luhan lubił rozmyślać, czy te wszystkie wojny były potrzebne. Nie chciał się do tego przyznać, ale bolało go, że ludzie niepotrzebnie giną. Czy to wszystko znaczy, że dyplomacja jest zbyteczna i już zawsze ludzie będą używać siły, by udowodnić swoje racje? Pomimo tych wątpliwości, na lekcje z dyplomacji uczęszczał. Tak jak i na inne, jak chociażby szermierka. Umiejętności mu nie brakowało, a i inteligencji także. Jedyne, czego jego ojciec mógł się uczepić, to bycie kapryśnym w wyborze wybranki. Co z tego, że one były ładne, jak mózg miały wielkości orzeszka? Ojciec tego nie rozumiał i zapraszał do ich dworu coraz to piękniejsze, zamiast pomyśleć o inteligencji. Uroda nie rozwiąże problemu wojen, z którym się borykają. Jednak rzeczą, której Luhan się obawiał i do której się nie przyznawał, był fakt, że żadna z kandydatek go po prostu nie pociągała. Nawet, jeśli wszystkie były głupie, to chyba powinien chociaż zawiesić na nich oko, bo były ładne, prawda? Ale tak nie było i to było największe utrapienie. Nikomu o tym nie mówił, bo komu miałby? Nie miał żadnych przyjaciół, tylko pazernych idiotów, którzy ich udawali, bo Luhan był królewiczem. Zerwał więc z nimi kontakt i w chwili obecnej nie miał komu się zwierzyć, a przecież nie mógł powiedzieć o tym ojcu. Jednak czara goryczy kiedyś się przeleje i Luhan wybuchnie, rozsadzony przez swoje uczucia jak granat na pustkowiu. Nikogo nie obchodziło co on czuje, jak się czuje i czy jest szczęśliwy. Czy każdego przyszłego króla czekał taki los?

***

- Kolejna wygrana bitwa, Oh Sehunie. Doprawdy, wdzięczny jestem losowi, że nam Ciebie zesłał.
- Mnie? Bez wojska mógłbym sobie co najwyżej w statki z wrogiem pograć. Kimże jest najbardziej waleczny rycerz, jeśli stoi sam naprzeciw całej armii przeciwników? Bez was nie dałbym rady.
- Jak zwykle jesteś skromny, cnota każdego rycerza. Właśnie dlatego nasz król tak ciebie ceni. Dobrze nami dowodzisz.
- Nie ma teraz czasu na pochlebstwa, Byunghunie. Jakie są straty w ludziach?
- Nie tak wielkie jak ostatnim razem. Więcej jest rannych.
- Czy w takim razie wszyscy ranni znajdują się w powozie sanitarnym?
- Tak, jesteśmy gotowi do odjazdu.
- Przekaż, że za chwilę ruszamy.
Po tych słowach Byunghun oddalił się, a Sehun został sam ze swoimi myślami. Nad czym dumał nasz szlachetny rycerz? Zastanawiał się, czy do śmierci będzie służył królowi i kiedy któraś ze strzał lub mieczy przeszyją go na wskroś i jego szlachetne życie zakończy się. Czy bał się śmierci? Nie. Sehun bał się umrzeć za wcześnie, nie zaznając jeszcze wszystkich dóbr tego świata. Jednak przysięgał umrzeć za króla, jeśli zajdzie taka potrzeba. W porównaniu do niego, był tylko marnym pyłkiem unoszącym się na wietrze. Cnego rycerza można zastąpić innym, szybko zostanie zapomniany i nikt nie będzie go opłakiwać, gdyż rycerze nie zakładają rodzin. Która by chciała za męża mężczyznę, który przysiągł umrzeć za króla? Żadnych przyjaciół, bo i po co się przywiązywać, skoro w każdej chwili można umrzeć. Życie rycerza jest smutne, chociaż wygląda na szczęśliwe, gdy wraca się z wygranej bitwy, jak ta obecna. Tak naprawdę żale i smutki Sehuna wysłuchiwał tylko jego wierny rumak, który dzielił jego los. Jednak wbrew pozorom nasz dzielny rycerz nie był taki ponury, jak się wydaje. Albowiem każdy przecież miewa czarne myśli, prawda? Był on pełen szlachetności, a jego serce do samego dna przepełnione było dobrocią. Ktokolwiek był w niebezpieczeństwie, Sehun stawał w jego obronie. Czasami bywał porywczy, działał bez zastanowienia, przez co ocierał się o śmierć, ale miał wrażenie, że ktoś nad nim czuwa. Mimo takich myśli był pełen optymizmu, lubił nieść ludziom radość i nadzieję, nawet jeśli w ten sposób umniejszał samemu sobie. W chwili obecnej był strasznie wyczerpany po bitwie, jednak musiał jakoś wrócić i spotkać się z królem, a i ludzie, z którymi wracał, oczekiwali od niego szczęścia i radości po wygranej. Jak dobrze, że po powrocie łaskawy król pozwolił mu się wyspać przed zdaniem raportu z bitwy.

***

- Luhan, jutro przyjdzie tu Sehun, by zdać raport, będziesz przy tym obecny.
- Ale tato, mnie to nie interesuje, dlaczego muszę przy tym być?
- Czas, byś zaczął się zachowywać jak przyszły król, dosyć tej kapryśnej dziecinady.
- Ale....
- To było moje ostatnie słowo, Luhan- wraz z tymi słowami król się oddalił, a Luhan wręcz kipiał ze złości i frustracji. Prawda była taka, że nigdy wcześniej nie brał udziału w tym wszystkim, a i tego całego Sehuna nie widział na oczy, bo zawsze się wymigiwał, gdy ojciec chciał go ściągnąć na jakąkolwiek audiencję.
Sehun i Luhan. Książę i rycerz. Chociaż nie mieli ze sobą nic wspólnego, to jednak w jakimś sensie jednak byli podobni. Jak kropelki wody na deszczu, jedna bez drugiej deszczu nie tworzyła, nie robiła na nikim wrażenia. Jedna błyszczała, a druga była skąpana w blasku tej pierwszej. Tak naprawdę ich spotkanie było kwestią czasu. Tak naprawdę, król nieświadomie wepchnął ich w swoje ramiona.

***

Sehun już od dawna się zastanawiał, dlaczego jeszcze ani razu nie widział na oczy królewicza. Słyszał różne plotki na ten temat, ale nigdy w żadną nie wierzył. Podobno jest kapryśny, a jego spojrzenie kpiące i zaglądające w głąb umysłu i duszy. Jego uroda jest bardzo dziewczęca, a uśmiech nigdy nie widziany na jego twarzy. Sehun w to nie wierzył, bo ludzie są i zawsze byli głupi, oceniali kogoś, nawet go nie znając.
Odpoczynek, jak zawsze, dobrze Sehunowi zrobił i teraz chętnie szedł na audiencję do króla, w międzyczasie będąc ciekawym, jaki Luhan jest naprawdę. Miał jakieś dziwne przeczucie, że tym razem go spotka. Przekroczył już próg zamku i wchodził do sali tronowej, wpuszczany przez straż. Owa sala była bardzo majestatyczna, mieniąca się złotem. Posadzka była marmurowa, a wszędzie gdzie spojrzał rosły kolumny, które stanowiły oparcie dla sufitu. Zauważył też dwie puste zbroje rycerskie, dumnie prezentujące się na ogromnych ścianach. Na środku pomieszczenia stał duży, złoty tron, a na nim siedział król. Obok tronu wladcy stał mniejszy, zawsze pusty, a który dzisiaj był zajmowany przez młodego chłopaka, niewiele starszego od Sehuna. Rycerz podszedł bliżej i ukłonił się nisko, jednak ukradkowo przyglądał się urodzie Luhana. Rzeczywiście, była nieco dziewczęca, jednak sam chłopak miał w sobie coś z męskości. Spojrzenie, dokładnie to, które inni nazywali okrutnym i zaglądającym w głąb umysłu i duszy, dla Sehuna wydawało się po prostu oceniającym. W tej jednej chwili, gdy ich spojrzenia się spotkały, serce Sehuna zabiło szybciej, co go tylko zafascynowało, bo nigdy nie poczuł czegoś takiego. Wiedział, co to oznaczało i wcale się nie zdziwił, że poczuł coś takiego dzięki drugiemu mężczyźnie.
Luhan cały dzień od rana chodził jak struty, w złym humorze. Pierwszy raz ojciec nie uległ mu i kazał mu być na tej głupiej audiencji. Teraz siedział w tej głupiej sali tronowej, obrażony na cały świat a zwłaszcza na swojego ojca.
Dlaczego muszę tu tkwić i czekać na jakiegoś głupiego rycerzyka, który jednym mieczem macha, a drugi mu obumiera? Diabeł wie, czy już go nie stracił w walce.
Nagle spojrzenie Luhana powędrowało do drzwi, które skrzypnęły doniośle i otworzyły się. Na początku, z daleka, nie widział wyraźnie, ale z każdym krokiem Sehuna, widział coraz lepiej to szlachetne spojrzenie, ostro zarysowaną kość szczęki i całą tę szlachetność i grację, a także siłę bijącą od niego. Gdy przyjrzał się bliżej, dojrzał też nieco pokiereszowane dłonie, umęczone ciężarem miecza i wojny. Podsumowując, Luhan nie mógł odwrócić od niego wzroku.
Co to ja myślałem wcześniej? Ugh, chyba wpadłem po uszy. Dlaczego poczułem się jak na kolejnym spotkaniu małżeńskim, a nie jak na audiencji? Zaraz... czy ja własnie pomyślałem o Sehunie jak o mężu?
Takim sposobem Luhan przesiedział w spokoju całą audiencję, nawet czasami wyrażając swoją opinię, na co jego ojciec się ucieszył. W końcu spotkanie dobiegło końca i obie strony względnie się rozeszły. Dlaczego względnie? Bo Sehun postanowił "kuć żelazo póki gorące" i zakradł się do komnaty królewicza. Dużo było z jego strony przyczajania się i omijania straży, aż uświadomił sobie, że chyba upadł na głowę. Jednak zauroczenie Luhanem stanowczo popychało go do jego komnaty. W każdej chwili mógł zaprzepaścić szacunek i uznanie króla, ale jakoś nie dbał o to. Luhan zdążył tylko usiąść za biurkiem w swojej komnacie i chwilę pomyśleć o przystojnym Sehunie, gdy obiekt jego rozmyślań ot tak wparował do niego, przerażając go na śmierć tym nagłym wtargnięciem.
- Sehun? Co ty tu robisz? Czy wiesz, że za takie wtargnięcie możesz zostać zdegradowany z rycerza do sprzątacza końskich odchodów?
- Daruj, chciałem tylko raz jeszcze zobaczyć piękną księżniczkę.
- A za to możesz zostać strącony do lochu.
- W takim razie, czysto hipotetycznie, co by mi groziło, gdybym cię pocałował?
W tym momencie Luhan oblał się rumieńcem, nawet tego nie kontrolując. Chcąc zachować jednak resztki klasy i powagi, odchrząknął i odparł:
- Mając na uwadze, że oznaczałoby to podłoże miłości homoseksualnej, która jest tępiona jak zaraza - śmierć przez powieszenie.
Jednak Sehun nie przeraził się tymi słowami, tylko uśmiechnął się, widząc zawstydzonego, rumianego jak czerwone róże Luhana.
- Nie dostrzegłem jakoś u ciebie odrazy, czyżbyś podświadomie również tego pragnął? Przecież właśnie ci zasugerowałem, że jestem tobą zainteresowany, wasza wysokość. -  bynajmniej ten pełen szacunku zwrot w tej chwili nie został użyty w tym samym celu, co zawsze do ojca Luhana, tylko w celu dokuczenia mu. W tym samym celu przybliżył się do niego, udając, że chce go pocałować. Tym, co go ucieszyło, był fakt, że jego księżniczka się nie odsunęła.
- Właśnie się upewniłem, że ty mną także jesteś zainteresowany. Cóż, obowiązki wzywają, do następnego spotkania, moja księżniczko. - po tych słowach puścił mu oczko i wymknął się z jego komnaty równie niepostrzeżenie, jak do niej wparował.
Cholera, dlaczego ja nic nie odpowiedziałem? Dlaczego mu na to pozwoliłem? Dlaczego, do diabła tak zareagowałem? Aish!
Luhan zmierzwił swoje włosy w geście irytacji. Do końca dnia chodził rozproszony, wspominając moment, gdy przystojny rycerz przysunął się do niego. Serce biło mu jak oszalałe.
Ja naprawdę chciałem, by mnie pocałował... Cholera, przecież ja go znam tylko z opowieści ojca, nic poza tym o tym nie wiem. No i mój ojciec... nie mogę pozwolić by z tego narodziło się coś więcej. Jednak tak bardzo chcę go znów zobaczyć...
Jednak Luhan nie wytrwał w tym postanowieniu. Zaczęli się spotykać po każdej audiencji i w każdej wolnej chwili. Obaj czuli jakby właśnie dokonywali zdrady króla i stanu, jednak nie potrafili tego powstrzymać. Czuli budzące się w nich uczucia, a ten dreszczyk emocji, że ich przyłapią, potęgował to wszystko. Jednak oni nie robili nic złego. Rozmawiali, poznawali się, a jedyny kontakt cielesny, na który Luhan pozwolił Sehunowi, było przytulenie. Byli sobą zafascynowani i czuli, jakby to było im pisane od zawsze. Królewicz wreszcie czuł się szczęśliwy, a i rutyna przestała mu ciążyć. Sehun przestał rozmyślać o śmierci i porzuceniu go przez króla, jednak ich obu dręczyły myśli dotyczące ich przyszłości. Tak było też i tego dnia, gdy siedzieli wtuleni w siebie, a Sehun czuł, że Luhan stopniowo pozwala mu na więcej, chociaż wyczuwał w nim obawę.
- Sehun-ah... to brnie w złym kierunku, wiesz o tym? Mój ojciec nas zabije... No, jeśli "dobrze" pójdzie to zabije tylko ciebie, a mnie znienawidzi i wydziedziczy.
- Zawsze lubiłem twój czarny humor, księżniczko. - Sehun zdobył się na uśmiech, jednak w duchu bał się tak samo jak Luhan. Miał pretensje do Boga i do świata. Dlaczego, gdy tak cholernie się zakochał i poczuł, że siedzący obok niego chłopak, który ufnie się w niego wtulał, jest mu tak bliski i mógłby spędzić z nim resztę życia, gdy tak bardzo mu na nim zależało, musi to stracić i być potępionym przez wszystkich? Ten dzień, tak jak wszystkie inne, gdy się spotykali, był taki idealny. Wiedział, że robił źle, że nie powinien brnąć w tę znajomość, nawet jej zaczynać, ale robił to, co mu podpowiadało serce. Chciał skończyć z wykonywaniem cudzych rozkazów, bo coraz bardziej czuł, że zatraca samego siebie. Jeśli miał w sobie odwagę na polu bitwy, to teraz też ją z siebie wykrzesa, nawet jeśli będzie musiał przeciwstawić się królowi. Nagle z zamyślenia wyrwało go nieśmiałe muśnięcie ust Luhana, który zaraz odważył się, by przerodzić to w pocałunek. Sehun, niewiele myśląc, objął go w pasie i zamknął oczy, odpowiadając czule na ten pocałunek. Bardzo się zdziwił, jak i ucieszył, że to jego księżniczka sama to zainicjowała. Nie chciał naciskać i całować go namiętniej, chciał to rozegrać tak, jak Luhan chciał. Dlatego ich pocałunki były delikatne jak skrzydła motyla i czułe jak pocałunek prawdziwej miłości. Jeśli obaj do tej pory mieli jakiekolwiek obawy i wątpliwości, to wszystkie prysły właśnie w tej chwili.
- Sehun-ah, pamiętasz nasze pierwsze spotkanie sam na sam? To był właśnie odwet za to, że wtedy mi namieszałeś w głowie. - Odparł zaczepnie Luhan, gdy tylko się od siebie odsunęli. Sehun nie mógł się na niego napatrzeć. Był dla niego jak poranne słońce, nie oślepiał go swoim blaskiem, tylko pozwalał mu na siebie patrzeć. Jego uśmiech był dla niego taki ciepły i wzbudzający uczucia, zupełnie jak wszystko, co mu było drogie na tym świecie. Luhan właśnie mu to wszystko zastępował całym sobą.
- Nawet sobie nie zdajesz sprawy, jak ważny jesteś dla mnie. A teraz spróbuj zasnąć, będę przy tobie do tego momentu a potem muszę iść na kolejną bitwę.
Luhan chciał protestować, ale jednak skinął głową. Chciał mu powiedzieć, żeby nie szedł na tę bitwę, bo się o niego bardzo boi, ale nie mógł, ponieważ to był rozkaz jego ojca. Tak więc wtulił się w niego ufnie, pozwalając mu, by bawił się kosmykami jego włosów i by pocałował jego czoło. Po prostu wsłuchiwał się w bicie jego serca, co go uspokajało i usypiało.
- Sehun-ah... nie chcę, by coś Ci się stało...- powiedział sennie Luhan i spojrzał na niego swoimi niewinnymi, sarnimi oczami.
- Wrócę do Ciebie cały i zdrowy, obiecuję. - Sehun, spojrzał na niego poważnie i cmoknął jego usta. Jeszcze przez chwilę go głaskał, zauważając, że usypia i uśmiechnął się rozczulony, widząc jak Luhan walczy z opadającymi powiekami. Po chwili przegrał walkę i usnął.
- Dobranoc, moja księżniczko. Oddałbym duszę, by móc do końca życia patrzeć w twoje niewinne, sarnie oczy. - ponownie ucałował jego czoło i delikatnie wyswobodził się z jego objęć, przykrywając go kołdrą szczelnie i troskliwie. Niechętnie go opuszczał i nienawidził losu za to, że każe mu się z nim rozstawać.

***

Od tamtego cudownego wieczoru minął tydzień, a po Sehunie ani śladu. Nawet ani jednej plotki. Już następnego dnia, gdy się obudził, czuł się tak pusto. Patrzył na miejsce, gdzie zeszłego wieczora leżał Sehun i strasznie za nim tęsknił. Naprawdę się martwił. Nawet pytał ojca o tą bitwę, ale ten odparł, że jeszcze nie zna przebiegu i szczegółów. Jednak nie ukrywał radości, że jego syn wreszcie zaczął się tym interesować. Gdyby tylko znał prawdziwe powody...
Tego wieczoru Luhan samotnie siedział w swojej komnacie, pogrążony w smutnych refleksjach. Zastanawiał się nawet, czy zdołałby dalej żyć, gdyby okazało się, że Sehun zginął w tej cholernej bitwie. Nagle za drzwiami na korytarzu usłyszał głosy. Luhan nigdy nie podsłuchiwał żadnych rozmów, nie miał do tego powodów i nie zrobiłby tego, gdyby nie usłyszał jednego imienia: Sehun. Momentalnie przyłożył ucho do drzwi.
- Wasza wysokość,  posłaniec doniósł, że wygraliśmy bitwę. Nasi żołnierze właśnie wrócili.
- W takim razie gdzie jest Sehun? Chcę z nim pomówić.
- Miłościwy panie... Sehun... nie wrócił z nimi. Prawdopodobnie został ugodzony strzałą wroga i spadł z urwiska wprost do rzeki.
Luhan już dalej nie słuchał. Czuł, jakby tracił grunt pod stopami. Całe ciało trzęsło się od jego nagłego szlochu. Po prostu upadł na podłogę i zaczął płakać. Jego sens życia momentalnie przestał żyć, istnieć. Tak jak najmocniej jarząca się zapałka może się złamać, chociaż wygląda na groźną i silną, tak właśnie złamał się Luhan, który do tej pory nigdy nie płakał, nie pokazywał emocji nikomu poza Sehunem. Ba, całe królestwo miało go za bezuczuciowego, rozkapryszonego dzieciaka. A teraz, jedyna osoba, której obnażył całego siebie i swoje uczucia, nie żyła. Luhan zaczął rozważać w jaki sposób się zabić. Jednak najpierw jego łzy musiały znaleźć ujście. Płakał bardzo długo, aż źródło jego łez wyschło jak sucha studnia i zasnął. Obudził się w środku nocy, wycierając mokre jeszcze od łez policzki. Nagle usłyszał ciche nawoływanie za oknem. Momentalnie wyszedł na balkon, a gdy na dole zobaczył Sehuna, musiał się przytrzymać, by nie upaść. Jego oczy znów wypełniły się łzami, ale tym razem były to łzy radości.
- Sehun, ty żyjesz! Oni mówili, że poległeś...
- Luhan, słońce ty moje, pomożesz mi wejść? Sam nie dam rady...
- Niby jak? Czy ja ci wyglądam na jakąś Roszpunkę?
- Proszę, nie mam sił na żarty...
Momentalnie Luhan spoważniał. Przyglądając mu się, zobaczył, że Sehun krwawi.
- Poczekaj tu chwilę, wytrzymaj! - odkrzyknął i pobiegł do zamkowego składziku, jakimś cudem znajdując tam linę. Wrócił do Sehuna i rzucił mu jej drugi koniec przez balkon.
- Dasz radę się tego mocno chwycić?
Sehun tylko skinął głową i chwycił mocno linę, najmocniej jak umiał, a Luhan z całych sił wciągał go na górę. Gdy już się udało, przytulił się do niego, jednak zaraz zauważył, że Sehun jest strasznie blady. Od razu usadził go na swoim łóżku i poszedł po apteczkę. Rana z brzucha nadal krwawiła, chociaż Sehun prowizorycznie starał się ją zatamować. Królewicz zdjął mu koszulkę i, starając się zachować spokój, przemył ranę letnią wodą i oczyścił ją z wszelkiego brudu.
- To wygląda poważnie... Będę musiał ci to zaszyć....
- Rób to, jeśli trzeba. Twoje cudowne rączki załagodzą ból. - Sehun starał się robić dobrą minę do złej gry, jednak słabo mu to wychodziło. Tak naprawdę Luhan nigdy nikogo nie zszywał, tylko pokazywano mu jak to się robi. Wierząc w swoją pamięć, wziął igłę i nitkę, po czym wbił igłę w miejsce rany. Sehun nie krzyknął, zgrywał twardziela, jak zwykle. Chociaż Luhanowi przebiegło przez myśl, że na wojnach i bitwach odnosił poważniejsze rany.
- Gotowe. Teraz tylko musisz na siebie uwa... Umf!
Usta Sehuna stanowczo uniemożliwiły mu dokończenie zdania i prawienie morałów. Usadził sobie Luhana na kolanach, po chwili jednak decydując się, by popchnąć go na łóżko a samemu zawisnąć nad nim, nadal go całując. Tym razem całował go inaczej niż zwykle. Z nutką zachłanności, tęsknoty i namiętności. Luhan zdawał sobie z tego sprawę i zaprosił język Sehuna do swoich ciepłych ust. Ich języki już po chwili tańczyły radośnie, ciesząc się, że wreszcie się spotkały. Ocierały się o siebie zmysłowo i wzajemnie trącały, walcząc o dominację, lecz Luhan szybko odpuścił. Ręce Sehuna wsuwały się pod szatę Luhana, która po chwili wylądowała na podłodze. Luhan delikatnie sunął po torsie rycerza, czasami napotykając blizny, które pieścił jeszcze delikatniej. Chociaż podobała mu się ta sytuacja, twierdził, że Sehun jest nieodpowiedzialny i głupi. Ich usta rozłączyły się, by zaczerpnąć powietrza, a rycerz postanowił "pozwiedzać okolicę". Jego usta całowały teraz mleczną skórę na szyi Luhana, wywołując u niego błogie westchnienia. Następnie sunął  nimi po obojczykach, by dotrzeć do sutków, jednego z nich ssąc przez chwilę, aż oba stwardniały. Po chwili zabawy jego wędrówka trwała dalej. Zatrzymał się na jego delikatnym brzuszku, który całował z uwielbieniem. Niebezpiecznie zbliżał się do jego bielizny, ale zanim jej chociażby dotknął, spojrzał na twarz Luhana, by dostrzec przyzwolenie. Zsuwał jego ostatnie odzienie powoli, zaraz wyrzucając tak jak resztę szaty. Ujął go w dłoń i przez chwilę pieścił, by dać mu przedsmak tego, co zaraz poczuje. Jednak nie dał mu dojść. Zaraz zajął się rozebraniem samego siebie do końca, a Luhan na ten widok zaczerwienił się. Sehun, czując się rozczulony tym widokiem, musnął jego słodkie wargi.
- Wiem, że jestem twoim pierwszym, ale nie martw się, będę delikatny. - szepnął mu do ucha i wsunął w niego dwa palce, powoli go rozciągając. Luhan spiął się, czując to ciało obce, jednak po długiej chwili przyzwyczaił się, a widząc to, Sehun wyjął palce i ustawił się przed jego wejściem. Wsuwał się powoli, jednak ubolewał, gdy widział grymas bólu na ślicznej twarzy swojego ukochanego. Gdy wsunął się do końca, odczekał bardzo długą chwilę, trzymając na wodzy swoje zwierzęce w tej chwili instynkty, które zupełnie nie miały prawa bytu. Jeden mały znak ze strony Luhana i Sehun powoli ruszył, dając im obu cudowne uczucie połączenia się w jedność. Ich cielesna jedność miała być dopełnieniem miłości, nie fizycznej zachcianki, dlatego od początku, aż do samego końca, który w tym przypadku miał postać białej rozkoszy, był delikatny i zaspokajał nie tylko siebie, ale też i Luhana. Wrażeń bynajmniej im nie brakowało.
- Sehun-ah, zostań ze mną dzisiaj... Chcę się obudzić obok ciebie.
- Wiesz, że to bardzo ryzykowne, prawda? Mogą nas w końcu przyłapać.
Jednak widząc to błagalne, sarnie spojrzenie, nie umiał odmówić. A nawet nie chciał. Postanowił zaryzykować i gdy wysunął się z niego, położył się obok, przykrywając ich kołdrą. Wkrótce obaj zasnęli, wtuleni w siebie.

***

[Kilka dni wcześniej]

Sehun szedł na bitwę z ciężkim sercem, jak za każdym razem, gdy opuszczał Luhana. Jednak gdy walka się zaczęła, nie mógł sobie pozwolić na rozproszenie myśli. Przeciwnik na pewno by to wykorzystał. Gdy zagrzewał rycerzy do walki, by walczyli za wszystko, co im na tym świecie drogie, sam pomyślał o Luhanie. Musiał przeżyć dla niego. W końcu byłoby ironią, gdyby teraz zginął, mając dla kogo żyć, kiedy nie znając go żył jak marionetka na każde zawołanie króla. Szczerze mówiąc, król coraz mniej dla niego znaczył. Bitwa trwała w najlepsze, a Sehun wyłączył myślenie. Gdy rycerze się rozpraszali, on mówił im, by wracali do szyku. Na każdej bitwie są straty, jednak nie idą na marne, tak jak tym razem. Praktycznie już ich pokonali i Sehun po raz pierwszy pozwolił sobie na brawurowy, nieprzemyślany atak. Przeskoczył ze swojego konia na konia przeciwnika, obciążając biedne zwierzę, które wcale nie było winne tej walki. Przeciwnik nagle przebił mu bok, jednak nie było to dokładne, bo zaraz poczuł, jak jego koń się potyka i spada z urwiska. Sehun w ostatniej chwili zeskoczył z konia, chroniąc samego siebie przed zimną kąpielą, która by go zabiła. Upadł na jakąś półkę skalną i stracił przytomność. Gdy się ocknął, jego żołnierzy już nie było. Pewnie uznali go za poległego. Sehun czuł się strasznie słaby, jednak czuł też, że jeśli nie weźmie się w garść, umrze. I przez to zasmuci swojego księcia. Przecież miał żyć dla niego. Zdjął zatem ciężką zbroję i ze skrawka swojej szaty zrobił prowizoryczny bandaż, który uciskał ranę, by się nie wykrwawił. Rozejrzał się dookoła, stwierdzając, że jest na jakiejś skalnej półce. Zejście w dół było wykluczone, a wspinaczka na górę tylko by go wykończyła. Jak miał się wydostać? Jego szansa znajdowała się tuż za jego plecami. Była nią niewielka jaskinia, jednak wchodzenie do niej było bardzo ryzykowne. W środku mógł napotkać groźne zwierzę. Nie miał jednak innego wyboru. Kuśtykając, wszedł do podejrzanej jaskini. Nie wiedział jak wielka jest, czy w ogóle ma jakieś wyjście i dokąd go zaprowadzi. Ledwo wszedł, jego nozdrza poczuły stęchły zapach wilgoci. Praktycznie nic nie widział, szedł po omacku.  Macając wszystkie ściany dookoła, orientował się, że jaskinia nie ma żadnych rozwidleń. Tym lepiej dla niego. Jego wędrówka ciągnęła się w nieskończoność a wszechobecna ciemność sięgała również jego umysłu. Zastanawiał się co by było, jakby miał już więcej nie spotkać Luhana. Tyle chciał mu pokazać, opowiedzieć. Jednak musiał go ochronić, bo ich tajemnica nie będzie ciągnąć się w nieskończoność. Co wtedy zrobi, jeśli król się o tym dowie? Na pewno nie będzie wyrozumiały i wtrąci go do lochu, nawet skaże na śmierć. Bał się tego wszystkiego, cholernie się bał. Tylko przy Luhanie udawał, że tak nie jest. W sumie przy nim zapominał o problemach, bo wtedy w swoich ramionach miał sens życia. Dlaczego życie musi być tak cholernie trudne... Dlaczego Bóg pokarał ich takim losem? Im bardziej zdawał sobie sprawę z konsekwencji, tym bardziej go kochał, to było takie nielogiczne. Jego czarne myśli opuściły go, gdy dostrzegł światełko w tunelu i to dosłownie, nie w przenośni. Jaskinia okazała się mieć drugie wyjście, do którego Sehun coraz bardziej się zbliżał. Szczęśliwy z tego powodu pokuśtykał szybciej, a gdy wyszedł, światło go oślepiło, jakby się ucieszyło z jego widoku. Nagle dostrzegł swojego konia, który błąkał się bez celu po polanie, na której teraz stał Sehun. Niewiele myśląc, gwizdnął na niego, zaraz obserwując, jak zwierzę galopuje do niego.
- Wierny przyjacielu, postawię ci wuchtę siana i cukru, gdy tylko dotrzemy, obiecuję. - poklepał go po szyi, zaraz słysząc radosne rżenie i trącenie nosem. Koń chyba jakoś wyczuł, że jego przyjaciel nie będzie w stanie się na niego wdrapać i uklęknął, pozwalając mu przytrzymać się swojej grzywy. Gdy Sehun siedział w miarę stabilnie, zwierzę podniosło się, niosąc go do zamku.
-Wierny druhu, ty jeden zostałeś, podczas gdy tamci odeszli beze mnie. - Sehun utwierdził się w przekonaniu, że konie to naprawdę wierne i piękne stworzenia.

***

Ich pierwszy wspólny poranek miał być cudowny i romantyczny. Czy taki był? No cóż, niekoniecznie. Spali wtuleni w siebie, a ich twarze muskało poranne słońce. Tak zapamiętali to obaj.
Ojciec Luhana zamartwiał się całą noc. Właśnie stracił najlepszego rycerza. Jako że Luhan ostatnio zaczął się interesować tym wszystkim, postanowił z samego rana pójść i powiedzieć mu o tej smutnej i tragicznej nowinie. Szedł korytarzem bez żadnej służby, bo i po co? Jednak tego, co zobaczył po naciśnięciu klamki od komnaty syna, w ogóle się nie spodziewał. Już nawet nie ucieszył się, że Sehun jednak żyje. Teraz jedyne, o czym myślał, to o ukaraniu zdrajcy.
- Co się tu do cholery dzieje?! - krzyknął król, budząc tym zaspanych kochanków. Królewicz i rycerz momentalnie się rozbudzili i obaj poczęli pospiesznie się ubierać.
- Tato, pozwól, że ci....
- Zamilcz, ciebie to nie dotyczy!
- Jak to "ciebie to nie dotyczy'?
- POWIEDZIAŁEM ZAMILCZ!
Luhan aż podskoczył, nigdy nie widział ojca w takim stanie. Przerażony, usłyszał słowa Sehuna:
- Wasza wysokość, kocham pańskiego syna.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się na tobie zawiodłem. Jeszcze wczoraj miałem najlepszego rycerza, a dzisiaj po prostu okazał się on zdrajcą i zwykłym... pedałem, który mąci w głowie mojego jedynego syna! -  To jedno określenie ledwo przeszło przez usta króla, który jednocześnie wzdrygnął się, jakby miał zamiar zwymiotować.
- Czyż nie wypełniałem godnie swoich obowiązków?
- To już nie ma znaczenia. Twoja zuchwałość nie ma granic. Posunąłeś się do zdrady króla, a i za samo sianie homoseksualizmu kara się śmiercią przez  powieszenie. Straże! Zabrać go do lochów! Będzie czekał aż do egzekucji. A Ty, mój drogi synu, zostaniesz tu aż do tego momentu. Straże! Przypilnować też, aby nie wychodził ze swojej komnaty.
- Czyż mnie także nie powinieneś skazać? W końcu ja także jestem.. jak ty to określiłeś, pedałem. Prawo nakazuje wieszać obu, nie tylko jednego. - Luhan już nie myślał, co robi. Wiedział, że Sehuna nie ominie kara i dlatego chciał umrzeć razem z nim.
- NIE CYTUJ MI PRAW, KTÓRE SAM WYMYŚLIŁEM!
- Wolę umrzeć, niż być synem kogoś, kto nie szanuje moich upodobań i zabija kogoś, kogo kocham. NIENAWIDZĘ CIĘ! - z oczu Luhana pociekły łzy.  Zaraz też poczuł uderzenie na policzku, którego po raz pierwszy dopuścił się jego ojciec. W jego oczach była furia.
- Wyprowadzić go... - tymi słowami król chłodno zakończył całą tę szopkę. Drzwi komnaty zostały zamknięte na klucz. Luhan osunął się na podłogę, trzymając się za policzek, jednocześnie szlochając. Czuł, że mażąc się jak mały chłopiec, nie uratuje ich związku, ale serce tak bardzo go bolało. Nawet nie zdążył powiedzieć Sehunowi, że go kocha... Dodatkowo, jego ojciec nim gardził, chociaż nie powiedział tego głośno. Luhan był pewny, że nie zabije go tylko dlatego, że potrzebuje go do przedłużenia rodu. Teraz nie będzie się bawił w wybieranie kandydatek, tylko sam mu jakąś wybierze i skaże go na nieszczęśliwe życie obok kobiety, na którą nawet nie spojrzy. Luhan nie chciał takiego życia. Podniósł się z podłogi i otarł łzy. Do tej pory Sehun bronił jego, więc teraz czas, by Luhan coś zrobił. Wiedział, że pod drzwiami stoją strażnicy, więc został mu balkon. Dyskretnie wyszedł i rozejrzał się po okolicy. Wyglądało na to, że tutaj nie było nikogo. Na balkonowej podłodze wciąż leżał sznur, który w nocy pomagał Sehunowi wejść na górę. Niewiele myśląc, przywiązał go do stabilnego miejsca i opuścił się w dół. Następnie swoje kroki skierował do spiżarni, z której korzystali głównie rycerze wracający ze służby. Dyskretnie poszedł tam i do torby spakował tyle jedzenia, ile tylko zdołał. Zanim wyszedł ze swojej komnaty, oprócz tej torby wziął też całe swoje oszczędności, a jako książę miał ich niemało.
Chyba pomyślałem o wszystkim... Ach, jeszcze koń!
Poszedł do stajni, gdzie był przetrzymywany jego wierzchowiec. Pospiesznie go przygotował i dyskretnie wyprowadził. Pomyślał o wszystkim, tylko nie o tym, jak uwolni Sehuna. Na pewno nie mógł wejść do zamku, bo od razu go zobaczą... Okna od cel wychodziły na zewnątrz, ale były w nich kraty...
Piła! Potrzebuję piły! Tylko skąd ja ją wezmę... Może warsztat kowala?
Dopełnieniem każdego bogatego gospodarza był własny kowal. Jako że mieliśmy do czynienia z królem i jego wielkim zamkiem, i tutaj nie mogło takowego zabraknąć.
Chyba los mi sprzyja, nie ma go!
Luhan ostrożnie wszedł, wcześniej dokładnie się rozglądając, czy nie ma nikogo w pobliżu. Po szybkich oględzinach warsztatu dostrzegł upragniony przedmiot i od razu zabrał go, wychodząc na zewnątrz.
Nie wiem, po co mu piła, ale tym lepiej dla mnie. Teraz do Sehuna!
Z takim nastawieniem królewicz pomaszerował pod ścianę celi z małymi oknami, w których znajdowały się kraty. Długo szukał celi Sehuna, bojąc się, że lada chwila go wykryją, jednak w końcu ją znalazł. Od razu zabrał się za piłowanie krat, starając się robić to najciszej, jak tylko mógł. Stwierdził, że to najcięższa praca, jaką wykonał w całym swoim życiu.
- Luhan? Co ty tu ro...
- Ćś, bo nas usłyszą. Dasz radę wyjść?
Okno celi znajdowało się nieco wysoko, więc Luhan musiał się wychylać i wciągać go. Gdy Sehun został uwolniony, nie było czasu na czułości, Luhan od razu zaprowadził go do konia, na którego zaraz wsiedli i pospiesznie odjechali. Jechali długo, całymi nocami, bo za dnia łatwo można było ich wykryć. Chowali się w lasach, puszczach, gdziekolwiek, gdzie oczy króla nie były w stanie ich znaleźć, bo to nie tak, że im odpuścił. Długo ich szukał. Dlatego stwierdzili, że nie zaznają spokoju w Korei i muszą opuścić swój kraj.

***

[Kilka miesięcy później, małe miasteczko w Chinach]

- Luhan, słońce, wróciłem! Eh, ta praca w spiekocie słońca strasznie mnie wykańcza
- Dostałeś chociaż wynagrodzenie od gospodarza?
- Dostałem, ale wiesz, wynagrodzenie zwykłego parobka pracującego na polu to nie to samo co rycerz...
- Ja jako nauczyciel szermierki też nie zarabiam kokosów, ale ważne, że starcza nam na jedzenie.
- Nie tęsknisz czasami za wygodnym życiem w zamku?
- Nie. Nieważne gdzie jestem i co robię, ważne, że z Tobą. - Luhan uśmiechnął się szeroko i usiadł na kolanach siedzącego Sehuna, od razu całując go namiętnie. Podłapując jego intencje, Sehun zaraz zamienił ich miejscami i przygwoździł Luhana do łóżka. Ubrania szybko powędrowały na podłogę i obaj ponownie złączyli się w akcie fizycznej miłości. Później, gdy leżeli obok siebie, wtuleni i szczęśliwi, po prostu cieszyli się sobą nawzajem, czując, że znaleźli tego jedynego, z którym chcą być do końca życia.
- A to dopiero, zamiast ja uwolnić moją księżniczkę, ona uwolniła mnie. Toż to hańbi mój honor rycerza!- powiedział rozbawiony Sehun, zaraz dostając od Luhana kuksańca w bok. Jednak posiadacz sarnich oczu nie potrafił się długo gniewać i zaraz również się zaśmiał.
Po długim śmiechu i psotach, a także igraszkach, zasnęli zmęczeni, czując, że są najszczęśliwszymi ludźmi na całym świecie.

___________________________

Krótkie wyjaśnienie tytułu.

Widdiful to praktycznie nieużywane  określenie człowieka haniebnego, zasługującego na śmierć przez powieszenie.  Postanowiłam to wyjaśnić po fakcie, gdy ming mi się przyznała, że nie umie angielskiego i nie wie co to znaczy~ Nie wątpię w wasze zdolności co do tego języka, jednak wolałam to wyjaśnić. Nie trudno się domyślić, że fabuła odnosi się do tego właśnie tytułu. Mądrala ming, która betowała mi tego ficka, właśnie przez nieznajomość  angielskiego stwierdziła, że popełniłam błąd historyczny, skazując Sehuna na śmierć przez powieszenie zamiast, tak jak to było w tamtych czasach, spalenie na stosie. Podsumowując: jest to moja pisarska fanaberia, nie jestem ignorantką, ok :/

3 komentarze:

  1. w sumie to było dziwne jak to czytałam ale fajne XD fajnie, że wróciłyście c: ♥ i nie wiem czemu wyobrażałam sobie luhana z tej koronie z ich występów z lost planet i w chuj długim szlafroku do kostek XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a i też średnio za hunhanem przepadam *ming hwaiting XD* dajcie mi sekaieeeee ♥

      Usuń
  2. Blog się rozwinął, Twoje umiejętności też.
    Gratuluje!

    Landryn.

    OdpowiedzUsuń