Keep Calm and Love EXO
25 lutego 2015
Chwila szczerości
Hej wszystkim, z tej strony Yumi. Jak zdążyłyście zauważyć, rzadko pojawiają się u nas posty, prawda? Tak właściwie to mam wrażenie, jakbym sama prowadziła tego bloga. Czuję się opuszczona przez ming i jak umawiamy się na wspólne pisanie to ona później chyba o tym zapomina i rzuca się w wir nauki. Nie chcę was straszyć ani nic, bo naprawdę cieszę się z każdego nowego obserwatora, ale jak tak dalej pójdzie to ten blog po prostu umrze. Założyłyśmy go razem z ming, a zaglądam tu tylko ja, eh. Nie mam siły do tego czasami, by sama tego bloga prowadzić. Mam dużo zmartwień w życiu prywatnym, przez co moja wena mi umyka, jak piasek przez palce. Postaram się dla was, jednak dajcie czasem jakiś znak życia w postaci komentarzy, hm? Może jakoś mnie to zmotywuje. No nic, trzymajcie się ciepło ♥
18 listopada 2014
Widdiful
[someone who deserve, to be hanged]
Hej hej!^^
Tutaj Yumi/Yu/Ilmin/ nazywajcie mnie jak chcecie, jestem jak Bóg- mam dużo imion, lecz wspaniałość taka sama XD
Okej, żartowałam, wcale nie jestem wspaniała. Obiecuję już nie zmieniać nicku, naprawdę, bo trudno wam się potem połapać, jednak wiedzcie, że ja to nie-ming, okej? Druga autorka.
Wracam do was z moim oneshotem, nad którym siedziałam 3 dni. Naprawdę się starałam! Nie chcę być gorsza od ming .___. Moje dotychczasowe opowiadania były za krótkie, dlatego za radą właśnie ming posiedziałam nad tym dłużej. Może to zabrzmi dziwnie, ale one były krótkie przez moją niecierpliwość. Nawet nie wiecie jak trudne jest życie osób niecierpliwych :/ Wszystko chcemy na już i żeby od razu było dobrze. No, ale wracając do tematu, mój oneshot to HunHan. Dlaczego wracam sama? Bo mam więcej czasu niż ming, a gdybyśmy wzięły się za to razem, to czekalibyście znacznie dłużej. Wiecie, że ten głupek spał tylko godzinę, bo siedział, strojąc naszego bloga, a potem jak zombie poszedł do szkoły? Tak więc wiedzcie, że to piękno bloga to poświęcenie ming, ja nie znam kodów css :/
Ale ja się dziś rozpisuję, to chyba dlatego, że za wami tęskniłam ♥ Drugi powód, dla którego napisałam tego ficka sama jest taki, że... ming nie lubi HunHana xD A ja nie lubię Kaisoo, jeśli chcecie wiedzieć. Tak właściwie to nie lubię żadnego paringu z Kyungsoo, nie bijcie ;;;; Jak widać, uzupełniamy się wzajemnie. Ona spełnia zamówienia z Kaisoo i innymi z D.O., a ja piszę dla Was Hunhany ^^ I przepraszam, że nie zauważyłam jednego zamówienia w komentarzach o Hunhanie supernatura l;;; Jednak mam nadzieję, że te kilka osób, które zamawiały Hunhana będą zadowolone. Mam też nadzieję, że nie popsułam końcówki przez to, że chciałam to dla was jak najszybciej skończyć ;;; Okej, nie gadam już, enjoy~!
♥ AU,fluff, romans, HunHan ♥
Dla Uszati i Cherry Tomato ~
***
Cofnijmy się do czasów dawniejszych, ale niemniej kolorowych i interesujących, jak współczesne. W których zamiast bezlitosnych maszyn i pistoletów, dumnie połyskiwały miecze, za zaszczytne zwycięstwa w walkach otrzymujące równie zaszczytne imiona. Czymże chwalebnym we współczesnych czasach jest zastrzelenie kogoś bronią, skoro może to zrobić nawet dziecko, przypadkowo? Wtedy nie każdy był godzien, by trzymać miecz, niejeden mężczyzna uginał się pod ciężarem tegoż orężu i nie każdy umiał nim władać.
Niemniej budzący szacunek od mieczy byli także władający nimi rycerze. Nie brakowało im męstwa, a każda szrama na ciele lub twarzy była dumą, bo przywoływała wspomnienia z wojen, a i walka u boku króla była wielkim wyróżnieniem. Był tak dostojny i pełen męstwa, że każdy chciałby nawet i zginąć u jego boku.
Wcześniej wspomniany król miał delikatnej urody syna, Luhana. Nieustannie martwił się o niego i o swoje królestwo, gdyż chłopak odrzucał każdą kandydatkę na żonę, a trzeba przecież przedłużyć ród. Luhan miał bowiem przejąć tron po ojcu. Pomimo delikatnej urody miał on zadziorny charakter. Dla osoby postronnej mógł on się wydawać po prostu rozpieszczonym, oziębłym królewiczem, jednak miał on drugie oblicze, którego jeszcze nikomu nie ukazał. Taksował wszystkich oziębłym spojrzeniem, jakby kpił sobie z cudzych myśli i marzeń, jakby zaglądał wgłąb duszy. Jednak on oceniał. Oceniał, czy każdy, kto staje przed obliczem jego ojca, dziękując mu, lub prosząc o łaskę, wyciągnąłby pomocną dłoń, gdyby sytuacje były odmienne. Czy na wojnie wepchnąłby druha w ręce wroga, gdyby to mu miało uratować życie?
Luhan lubił rozmyślać, czy te wszystkie wojny były potrzebne. Nie chciał się do tego przyznać, ale bolało go, że ludzie niepotrzebnie giną. Czy to wszystko znaczy, że dyplomacja jest zbyteczna i już zawsze ludzie będą używać siły, by udowodnić swoje racje? Pomimo tych wątpliwości, na lekcje z dyplomacji uczęszczał. Tak jak i na inne, jak chociażby szermierka. Umiejętności mu nie brakowało, a i inteligencji także. Jedyne, czego jego ojciec mógł się uczepić, to bycie kapryśnym w wyborze wybranki. Co z tego, że one były ładne, jak mózg miały wielkości orzeszka? Ojciec tego nie rozumiał i zapraszał do ich dworu coraz to piękniejsze, zamiast pomyśleć o inteligencji. Uroda nie rozwiąże problemu wojen, z którym się borykają. Jednak rzeczą, której Luhan się obawiał i do której się nie przyznawał, był fakt, że żadna z kandydatek go po prostu nie pociągała. Nawet, jeśli wszystkie były głupie, to chyba powinien chociaż zawiesić na nich oko, bo były ładne, prawda? Ale tak nie było i to było największe utrapienie. Nikomu o tym nie mówił, bo komu miałby? Nie miał żadnych przyjaciół, tylko pazernych idiotów, którzy ich udawali, bo Luhan był królewiczem. Zerwał więc z nimi kontakt i w chwili obecnej nie miał komu się zwierzyć, a przecież nie mógł powiedzieć o tym ojcu. Jednak czara goryczy kiedyś się przeleje i Luhan wybuchnie, rozsadzony przez swoje uczucia jak granat na pustkowiu. Nikogo nie obchodziło co on czuje, jak się czuje i czy jest szczęśliwy. Czy każdego przyszłego króla czekał taki los?
***
- Kolejna wygrana bitwa, Oh Sehunie. Doprawdy, wdzięczny jestem losowi, że nam Ciebie zesłał.
- Mnie? Bez wojska mógłbym sobie co najwyżej w statki z wrogiem pograć. Kimże jest najbardziej waleczny rycerz, jeśli stoi sam naprzeciw całej armii przeciwników? Bez was nie dałbym rady.
- Jak zwykle jesteś skromny, cnota każdego rycerza. Właśnie dlatego nasz król tak ciebie ceni. Dobrze nami dowodzisz.
- Nie ma teraz czasu na pochlebstwa, Byunghunie. Jakie są straty w ludziach?
- Nie tak wielkie jak ostatnim razem. Więcej jest rannych.
- Czy w takim razie wszyscy ranni znajdują się w powozie sanitarnym?
- Tak, jesteśmy gotowi do odjazdu.
- Przekaż, że za chwilę ruszamy.
Po tych słowach Byunghun oddalił się, a Sehun został sam ze swoimi myślami. Nad czym dumał nasz szlachetny rycerz? Zastanawiał się, czy do śmierci będzie służył królowi i kiedy któraś ze strzał lub mieczy przeszyją go na wskroś i jego szlachetne życie zakończy się. Czy bał się śmierci? Nie. Sehun bał się umrzeć za wcześnie, nie zaznając jeszcze wszystkich dóbr tego świata. Jednak przysięgał umrzeć za króla, jeśli zajdzie taka potrzeba. W porównaniu do niego, był tylko marnym pyłkiem unoszącym się na wietrze. Cnego rycerza można zastąpić innym, szybko zostanie zapomniany i nikt nie będzie go opłakiwać, gdyż rycerze nie zakładają rodzin. Która by chciała za męża mężczyznę, który przysiągł umrzeć za króla? Żadnych przyjaciół, bo i po co się przywiązywać, skoro w każdej chwili można umrzeć. Życie rycerza jest smutne, chociaż wygląda na szczęśliwe, gdy wraca się z wygranej bitwy, jak ta obecna. Tak naprawdę żale i smutki Sehuna wysłuchiwał tylko jego wierny rumak, który dzielił jego los. Jednak wbrew pozorom nasz dzielny rycerz nie był taki ponury, jak się wydaje. Albowiem każdy przecież miewa czarne myśli, prawda? Był on pełen szlachetności, a jego serce do samego dna przepełnione było dobrocią. Ktokolwiek był w niebezpieczeństwie, Sehun stawał w jego obronie. Czasami bywał porywczy, działał bez zastanowienia, przez co ocierał się o śmierć, ale miał wrażenie, że ktoś nad nim czuwa. Mimo takich myśli był pełen optymizmu, lubił nieść ludziom radość i nadzieję, nawet jeśli w ten sposób umniejszał samemu sobie. W chwili obecnej był strasznie wyczerpany po bitwie, jednak musiał jakoś wrócić i spotkać się z królem, a i ludzie, z którymi wracał, oczekiwali od niego szczęścia i radości po wygranej. Jak dobrze, że po powrocie łaskawy król pozwolił mu się wyspać przed zdaniem raportu z bitwy.
***
- Luhan, jutro przyjdzie tu Sehun, by zdać raport, będziesz przy tym obecny.
- Ale tato, mnie to nie interesuje, dlaczego muszę przy tym być?
- Czas, byś zaczął się zachowywać jak przyszły król, dosyć tej kapryśnej dziecinady.
- Ale....
- To było moje ostatnie słowo, Luhan- wraz z tymi słowami król się oddalił, a Luhan wręcz kipiał ze złości i frustracji. Prawda była taka, że nigdy wcześniej nie brał udziału w tym wszystkim, a i tego całego Sehuna nie widział na oczy, bo zawsze się wymigiwał, gdy ojciec chciał go ściągnąć na jakąkolwiek audiencję.
Sehun i Luhan. Książę i rycerz. Chociaż nie mieli ze sobą nic wspólnego, to jednak w jakimś sensie jednak byli podobni. Jak kropelki wody na deszczu, jedna bez drugiej deszczu nie tworzyła, nie robiła na nikim wrażenia. Jedna błyszczała, a druga była skąpana w blasku tej pierwszej. Tak naprawdę ich spotkanie było kwestią czasu. Tak naprawdę, król nieświadomie wepchnął ich w swoje ramiona.
***
Sehun już od dawna się zastanawiał, dlaczego jeszcze ani razu nie widział na oczy królewicza. Słyszał różne plotki na ten temat, ale nigdy w żadną nie wierzył. Podobno jest kapryśny, a jego spojrzenie kpiące i zaglądające w głąb umysłu i duszy. Jego uroda jest bardzo dziewczęca, a uśmiech nigdy nie widziany na jego twarzy. Sehun w to nie wierzył, bo ludzie są i zawsze byli głupi, oceniali kogoś, nawet go nie znając.
Odpoczynek, jak zawsze, dobrze Sehunowi zrobił i teraz chętnie szedł na audiencję do króla, w międzyczasie będąc ciekawym, jaki Luhan jest naprawdę. Miał jakieś dziwne przeczucie, że tym razem go spotka. Przekroczył już próg zamku i wchodził do sali tronowej, wpuszczany przez straż. Owa sala była bardzo majestatyczna, mieniąca się złotem. Posadzka była marmurowa, a wszędzie gdzie spojrzał rosły kolumny, które stanowiły oparcie dla sufitu. Zauważył też dwie puste zbroje rycerskie, dumnie prezentujące się na ogromnych ścianach. Na środku pomieszczenia stał duży, złoty tron, a na nim siedział król. Obok tronu wladcy stał mniejszy, zawsze pusty, a który dzisiaj był zajmowany przez młodego chłopaka, niewiele starszego od Sehuna. Rycerz podszedł bliżej i ukłonił się nisko, jednak ukradkowo przyglądał się urodzie Luhana. Rzeczywiście, była nieco dziewczęca, jednak sam chłopak miał w sobie coś z męskości. Spojrzenie, dokładnie to, które inni nazywali okrutnym i zaglądającym w głąb umysłu i duszy, dla Sehuna wydawało się po prostu oceniającym. W tej jednej chwili, gdy ich spojrzenia się spotkały, serce Sehuna zabiło szybciej, co go tylko zafascynowało, bo nigdy nie poczuł czegoś takiego. Wiedział, co to oznaczało i wcale się nie zdziwił, że poczuł coś takiego dzięki drugiemu mężczyźnie.
Luhan cały dzień od rana chodził jak struty, w złym humorze. Pierwszy raz ojciec nie uległ mu i kazał mu być na tej głupiej audiencji. Teraz siedział w tej głupiej sali tronowej, obrażony na cały świat a zwłaszcza na swojego ojca.
Dlaczego muszę tu tkwić i czekać na jakiegoś głupiego rycerzyka, który jednym mieczem macha, a drugi mu obumiera? Diabeł wie, czy już go nie stracił w walce.
Nagle spojrzenie Luhana powędrowało do drzwi, które skrzypnęły doniośle i otworzyły się. Na początku, z daleka, nie widział wyraźnie, ale z każdym krokiem Sehuna, widział coraz lepiej to szlachetne spojrzenie, ostro zarysowaną kość szczęki i całą tę szlachetność i grację, a także siłę bijącą od niego. Gdy przyjrzał się bliżej, dojrzał też nieco pokiereszowane dłonie, umęczone ciężarem miecza i wojny. Podsumowując, Luhan nie mógł odwrócić od niego wzroku.
Co to ja myślałem wcześniej? Ugh, chyba wpadłem po uszy. Dlaczego poczułem się jak na kolejnym spotkaniu małżeńskim, a nie jak na audiencji? Zaraz... czy ja własnie pomyślałem o Sehunie jak o mężu?
Takim sposobem Luhan przesiedział w spokoju całą audiencję, nawet czasami wyrażając swoją opinię, na co jego ojciec się ucieszył. W końcu spotkanie dobiegło końca i obie strony względnie się rozeszły. Dlaczego względnie? Bo Sehun postanowił "kuć żelazo póki gorące" i zakradł się do komnaty królewicza. Dużo było z jego strony przyczajania się i omijania straży, aż uświadomił sobie, że chyba upadł na głowę. Jednak zauroczenie Luhanem stanowczo popychało go do jego komnaty. W każdej chwili mógł zaprzepaścić szacunek i uznanie króla, ale jakoś nie dbał o to. Luhan zdążył tylko usiąść za biurkiem w swojej komnacie i chwilę pomyśleć o przystojnym Sehunie, gdy obiekt jego rozmyślań ot tak wparował do niego, przerażając go na śmierć tym nagłym wtargnięciem.
- Sehun? Co ty tu robisz? Czy wiesz, że za takie wtargnięcie możesz zostać zdegradowany z rycerza do sprzątacza końskich odchodów?
- Daruj, chciałem tylko raz jeszcze zobaczyć piękną księżniczkę.
- A za to możesz zostać strącony do lochu.
- W takim razie, czysto hipotetycznie, co by mi groziło, gdybym cię pocałował?
W tym momencie Luhan oblał się rumieńcem, nawet tego nie kontrolując. Chcąc zachować jednak resztki klasy i powagi, odchrząknął i odparł:
- Mając na uwadze, że oznaczałoby to podłoże miłości homoseksualnej, która jest tępiona jak zaraza - śmierć przez powieszenie.
Jednak Sehun nie przeraził się tymi słowami, tylko uśmiechnął się, widząc zawstydzonego, rumianego jak czerwone róże Luhana.
- Nie dostrzegłem jakoś u ciebie odrazy, czyżbyś podświadomie również tego pragnął? Przecież właśnie ci zasugerowałem, że jestem tobą zainteresowany, wasza wysokość. - bynajmniej ten pełen szacunku zwrot w tej chwili nie został użyty w tym samym celu, co zawsze do ojca Luhana, tylko w celu dokuczenia mu. W tym samym celu przybliżył się do niego, udając, że chce go pocałować. Tym, co go ucieszyło, był fakt, że jego księżniczka się nie odsunęła.
- Właśnie się upewniłem, że ty mną także jesteś zainteresowany. Cóż, obowiązki wzywają, do następnego spotkania, moja księżniczko. - po tych słowach puścił mu oczko i wymknął się z jego komnaty równie niepostrzeżenie, jak do niej wparował.
Cholera, dlaczego ja nic nie odpowiedziałem? Dlaczego mu na to pozwoliłem? Dlaczego, do diabła tak zareagowałem? Aish!
Luhan zmierzwił swoje włosy w geście irytacji. Do końca dnia chodził rozproszony, wspominając moment, gdy przystojny rycerz przysunął się do niego. Serce biło mu jak oszalałe.
Ja naprawdę chciałem, by mnie pocałował... Cholera, przecież ja go znam tylko z opowieści ojca, nic poza tym o tym nie wiem. No i mój ojciec... nie mogę pozwolić by z tego narodziło się coś więcej. Jednak tak bardzo chcę go znów zobaczyć...
Jednak Luhan nie wytrwał w tym postanowieniu. Zaczęli się spotykać po każdej audiencji i w każdej wolnej chwili. Obaj czuli jakby właśnie dokonywali zdrady króla i stanu, jednak nie potrafili tego powstrzymać. Czuli budzące się w nich uczucia, a ten dreszczyk emocji, że ich przyłapią, potęgował to wszystko. Jednak oni nie robili nic złego. Rozmawiali, poznawali się, a jedyny kontakt cielesny, na który Luhan pozwolił Sehunowi, było przytulenie. Byli sobą zafascynowani i czuli, jakby to było im pisane od zawsze. Królewicz wreszcie czuł się szczęśliwy, a i rutyna przestała mu ciążyć. Sehun przestał rozmyślać o śmierci i porzuceniu go przez króla, jednak ich obu dręczyły myśli dotyczące ich przyszłości. Tak było też i tego dnia, gdy siedzieli wtuleni w siebie, a Sehun czuł, że Luhan stopniowo pozwala mu na więcej, chociaż wyczuwał w nim obawę.
- Sehun-ah... to brnie w złym kierunku, wiesz o tym? Mój ojciec nas zabije... No, jeśli "dobrze" pójdzie to zabije tylko ciebie, a mnie znienawidzi i wydziedziczy.
- Zawsze lubiłem twój czarny humor, księżniczko. - Sehun zdobył się na uśmiech, jednak w duchu bał się tak samo jak Luhan. Miał pretensje do Boga i do świata. Dlaczego, gdy tak cholernie się zakochał i poczuł, że siedzący obok niego chłopak, który ufnie się w niego wtulał, jest mu tak bliski i mógłby spędzić z nim resztę życia, gdy tak bardzo mu na nim zależało, musi to stracić i być potępionym przez wszystkich? Ten dzień, tak jak wszystkie inne, gdy się spotykali, był taki idealny. Wiedział, że robił źle, że nie powinien brnąć w tę znajomość, nawet jej zaczynać, ale robił to, co mu podpowiadało serce. Chciał skończyć z wykonywaniem cudzych rozkazów, bo coraz bardziej czuł, że zatraca samego siebie. Jeśli miał w sobie odwagę na polu bitwy, to teraz też ją z siebie wykrzesa, nawet jeśli będzie musiał przeciwstawić się królowi. Nagle z zamyślenia wyrwało go nieśmiałe muśnięcie ust Luhana, który zaraz odważył się, by przerodzić to w pocałunek. Sehun, niewiele myśląc, objął go w pasie i zamknął oczy, odpowiadając czule na ten pocałunek. Bardzo się zdziwił, jak i ucieszył, że to jego księżniczka sama to zainicjowała. Nie chciał naciskać i całować go namiętniej, chciał to rozegrać tak, jak Luhan chciał. Dlatego ich pocałunki były delikatne jak skrzydła motyla i czułe jak pocałunek prawdziwej miłości. Jeśli obaj do tej pory mieli jakiekolwiek obawy i wątpliwości, to wszystkie prysły właśnie w tej chwili.
- Sehun-ah, pamiętasz nasze pierwsze spotkanie sam na sam? To był właśnie odwet za to, że wtedy mi namieszałeś w głowie. - Odparł zaczepnie Luhan, gdy tylko się od siebie odsunęli. Sehun nie mógł się na niego napatrzeć. Był dla niego jak poranne słońce, nie oślepiał go swoim blaskiem, tylko pozwalał mu na siebie patrzeć. Jego uśmiech był dla niego taki ciepły i wzbudzający uczucia, zupełnie jak wszystko, co mu było drogie na tym świecie. Luhan właśnie mu to wszystko zastępował całym sobą.
- Nawet sobie nie zdajesz sprawy, jak ważny jesteś dla mnie. A teraz spróbuj zasnąć, będę przy tobie do tego momentu a potem muszę iść na kolejną bitwę.
Luhan chciał protestować, ale jednak skinął głową. Chciał mu powiedzieć, żeby nie szedł na tę bitwę, bo się o niego bardzo boi, ale nie mógł, ponieważ to był rozkaz jego ojca. Tak więc wtulił się w niego ufnie, pozwalając mu, by bawił się kosmykami jego włosów i by pocałował jego czoło. Po prostu wsłuchiwał się w bicie jego serca, co go uspokajało i usypiało.
- Sehun-ah... nie chcę, by coś Ci się stało...- powiedział sennie Luhan i spojrzał na niego swoimi niewinnymi, sarnimi oczami.
- Wrócę do Ciebie cały i zdrowy, obiecuję. - Sehun, spojrzał na niego poważnie i cmoknął jego usta. Jeszcze przez chwilę go głaskał, zauważając, że usypia i uśmiechnął się rozczulony, widząc jak Luhan walczy z opadającymi powiekami. Po chwili przegrał walkę i usnął.
- Dobranoc, moja księżniczko. Oddałbym duszę, by móc do końca życia patrzeć w twoje niewinne, sarnie oczy. - ponownie ucałował jego czoło i delikatnie wyswobodził się z jego objęć, przykrywając go kołdrą szczelnie i troskliwie. Niechętnie go opuszczał i nienawidził losu za to, że każe mu się z nim rozstawać.
***
Od tamtego cudownego wieczoru minął tydzień, a po Sehunie ani śladu. Nawet ani jednej plotki. Już następnego dnia, gdy się obudził, czuł się tak pusto. Patrzył na miejsce, gdzie zeszłego wieczora leżał Sehun i strasznie za nim tęsknił. Naprawdę się martwił. Nawet pytał ojca o tą bitwę, ale ten odparł, że jeszcze nie zna przebiegu i szczegółów. Jednak nie ukrywał radości, że jego syn wreszcie zaczął się tym interesować. Gdyby tylko znał prawdziwe powody...
Tego wieczoru Luhan samotnie siedział w swojej komnacie, pogrążony w smutnych refleksjach. Zastanawiał się nawet, czy zdołałby dalej żyć, gdyby okazało się, że Sehun zginął w tej cholernej bitwie. Nagle za drzwiami na korytarzu usłyszał głosy. Luhan nigdy nie podsłuchiwał żadnych rozmów, nie miał do tego powodów i nie zrobiłby tego, gdyby nie usłyszał jednego imienia: Sehun. Momentalnie przyłożył ucho do drzwi.
- Wasza wysokość, posłaniec doniósł, że wygraliśmy bitwę. Nasi żołnierze właśnie wrócili.
- W takim razie gdzie jest Sehun? Chcę z nim pomówić.
- Miłościwy panie... Sehun... nie wrócił z nimi. Prawdopodobnie został ugodzony strzałą wroga i spadł z urwiska wprost do rzeki.
Luhan już dalej nie słuchał. Czuł, jakby tracił grunt pod stopami. Całe ciało trzęsło się od jego nagłego szlochu. Po prostu upadł na podłogę i zaczął płakać. Jego sens życia momentalnie przestał żyć, istnieć. Tak jak najmocniej jarząca się zapałka może się złamać, chociaż wygląda na groźną i silną, tak właśnie złamał się Luhan, który do tej pory nigdy nie płakał, nie pokazywał emocji nikomu poza Sehunem. Ba, całe królestwo miało go za bezuczuciowego, rozkapryszonego dzieciaka. A teraz, jedyna osoba, której obnażył całego siebie i swoje uczucia, nie żyła. Luhan zaczął rozważać w jaki sposób się zabić. Jednak najpierw jego łzy musiały znaleźć ujście. Płakał bardzo długo, aż źródło jego łez wyschło jak sucha studnia i zasnął. Obudził się w środku nocy, wycierając mokre jeszcze od łez policzki. Nagle usłyszał ciche nawoływanie za oknem. Momentalnie wyszedł na balkon, a gdy na dole zobaczył Sehuna, musiał się przytrzymać, by nie upaść. Jego oczy znów wypełniły się łzami, ale tym razem były to łzy radości.
- Sehun, ty żyjesz! Oni mówili, że poległeś...
- Luhan, słońce ty moje, pomożesz mi wejść? Sam nie dam rady...
- Niby jak? Czy ja ci wyglądam na jakąś Roszpunkę?
- Proszę, nie mam sił na żarty...
Momentalnie Luhan spoważniał. Przyglądając mu się, zobaczył, że Sehun krwawi.
- Poczekaj tu chwilę, wytrzymaj! - odkrzyknął i pobiegł do zamkowego składziku, jakimś cudem znajdując tam linę. Wrócił do Sehuna i rzucił mu jej drugi koniec przez balkon.
- Dasz radę się tego mocno chwycić?
Sehun tylko skinął głową i chwycił mocno linę, najmocniej jak umiał, a Luhan z całych sił wciągał go na górę. Gdy już się udało, przytulił się do niego, jednak zaraz zauważył, że Sehun jest strasznie blady. Od razu usadził go na swoim łóżku i poszedł po apteczkę. Rana z brzucha nadal krwawiła, chociaż Sehun prowizorycznie starał się ją zatamować. Królewicz zdjął mu koszulkę i, starając się zachować spokój, przemył ranę letnią wodą i oczyścił ją z wszelkiego brudu.
- To wygląda poważnie... Będę musiał ci to zaszyć....
- Rób to, jeśli trzeba. Twoje cudowne rączki załagodzą ból. - Sehun starał się robić dobrą minę do złej gry, jednak słabo mu to wychodziło. Tak naprawdę Luhan nigdy nikogo nie zszywał, tylko pokazywano mu jak to się robi. Wierząc w swoją pamięć, wziął igłę i nitkę, po czym wbił igłę w miejsce rany. Sehun nie krzyknął, zgrywał twardziela, jak zwykle. Chociaż Luhanowi przebiegło przez myśl, że na wojnach i bitwach odnosił poważniejsze rany.
- Gotowe. Teraz tylko musisz na siebie uwa... Umf!
Usta Sehuna stanowczo uniemożliwiły mu dokończenie zdania i prawienie morałów. Usadził sobie Luhana na kolanach, po chwili jednak decydując się, by popchnąć go na łóżko a samemu zawisnąć nad nim, nadal go całując. Tym razem całował go inaczej niż zwykle. Z nutką zachłanności, tęsknoty i namiętności. Luhan zdawał sobie z tego sprawę i zaprosił język Sehuna do swoich ciepłych ust. Ich języki już po chwili tańczyły radośnie, ciesząc się, że wreszcie się spotkały. Ocierały się o siebie zmysłowo i wzajemnie trącały, walcząc o dominację, lecz Luhan szybko odpuścił. Ręce Sehuna wsuwały się pod szatę Luhana, która po chwili wylądowała na podłodze. Luhan delikatnie sunął po torsie rycerza, czasami napotykając blizny, które pieścił jeszcze delikatniej. Chociaż podobała mu się ta sytuacja, twierdził, że Sehun jest nieodpowiedzialny i głupi. Ich usta rozłączyły się, by zaczerpnąć powietrza, a rycerz postanowił "pozwiedzać okolicę". Jego usta całowały teraz mleczną skórę na szyi Luhana, wywołując u niego błogie westchnienia. Następnie sunął nimi po obojczykach, by dotrzeć do sutków, jednego z nich ssąc przez chwilę, aż oba stwardniały. Po chwili zabawy jego wędrówka trwała dalej. Zatrzymał się na jego delikatnym brzuszku, który całował z uwielbieniem. Niebezpiecznie zbliżał się do jego bielizny, ale zanim jej chociażby dotknął, spojrzał na twarz Luhana, by dostrzec przyzwolenie. Zsuwał jego ostatnie odzienie powoli, zaraz wyrzucając tak jak resztę szaty. Ujął go w dłoń i przez chwilę pieścił, by dać mu przedsmak tego, co zaraz poczuje. Jednak nie dał mu dojść. Zaraz zajął się rozebraniem samego siebie do końca, a Luhan na ten widok zaczerwienił się. Sehun, czując się rozczulony tym widokiem, musnął jego słodkie wargi.
- Wiem, że jestem twoim pierwszym, ale nie martw się, będę delikatny. - szepnął mu do ucha i wsunął w niego dwa palce, powoli go rozciągając. Luhan spiął się, czując to ciało obce, jednak po długiej chwili przyzwyczaił się, a widząc to, Sehun wyjął palce i ustawił się przed jego wejściem. Wsuwał się powoli, jednak ubolewał, gdy widział grymas bólu na ślicznej twarzy swojego ukochanego. Gdy wsunął się do końca, odczekał bardzo długą chwilę, trzymając na wodzy swoje zwierzęce w tej chwili instynkty, które zupełnie nie miały prawa bytu. Jeden mały znak ze strony Luhana i Sehun powoli ruszył, dając im obu cudowne uczucie połączenia się w jedność. Ich cielesna jedność miała być dopełnieniem miłości, nie fizycznej zachcianki, dlatego od początku, aż do samego końca, który w tym przypadku miał postać białej rozkoszy, był delikatny i zaspokajał nie tylko siebie, ale też i Luhana. Wrażeń bynajmniej im nie brakowało.
- Sehun-ah, zostań ze mną dzisiaj... Chcę się obudzić obok ciebie.
- Wiesz, że to bardzo ryzykowne, prawda? Mogą nas w końcu przyłapać.
Jednak widząc to błagalne, sarnie spojrzenie, nie umiał odmówić. A nawet nie chciał. Postanowił zaryzykować i gdy wysunął się z niego, położył się obok, przykrywając ich kołdrą. Wkrótce obaj zasnęli, wtuleni w siebie.
***
[Kilka dni wcześniej]
Sehun szedł na bitwę z ciężkim sercem, jak za każdym razem, gdy opuszczał Luhana. Jednak gdy walka się zaczęła, nie mógł sobie pozwolić na rozproszenie myśli. Przeciwnik na pewno by to wykorzystał. Gdy zagrzewał rycerzy do walki, by walczyli za wszystko, co im na tym świecie drogie, sam pomyślał o Luhanie. Musiał przeżyć dla niego. W końcu byłoby ironią, gdyby teraz zginął, mając dla kogo żyć, kiedy nie znając go żył jak marionetka na każde zawołanie króla. Szczerze mówiąc, król coraz mniej dla niego znaczył. Bitwa trwała w najlepsze, a Sehun wyłączył myślenie. Gdy rycerze się rozpraszali, on mówił im, by wracali do szyku. Na każdej bitwie są straty, jednak nie idą na marne, tak jak tym razem. Praktycznie już ich pokonali i Sehun po raz pierwszy pozwolił sobie na brawurowy, nieprzemyślany atak. Przeskoczył ze swojego konia na konia przeciwnika, obciążając biedne zwierzę, które wcale nie było winne tej walki. Przeciwnik nagle przebił mu bok, jednak nie było to dokładne, bo zaraz poczuł, jak jego koń się potyka i spada z urwiska. Sehun w ostatniej chwili zeskoczył z konia, chroniąc samego siebie przed zimną kąpielą, która by go zabiła. Upadł na jakąś półkę skalną i stracił przytomność. Gdy się ocknął, jego żołnierzy już nie było. Pewnie uznali go za poległego. Sehun czuł się strasznie słaby, jednak czuł też, że jeśli nie weźmie się w garść, umrze. I przez to zasmuci swojego księcia. Przecież miał żyć dla niego. Zdjął zatem ciężką zbroję i ze skrawka swojej szaty zrobił prowizoryczny bandaż, który uciskał ranę, by się nie wykrwawił. Rozejrzał się dookoła, stwierdzając, że jest na jakiejś skalnej półce. Zejście w dół było wykluczone, a wspinaczka na górę tylko by go wykończyła. Jak miał się wydostać? Jego szansa znajdowała się tuż za jego plecami. Była nią niewielka jaskinia, jednak wchodzenie do niej było bardzo ryzykowne. W środku mógł napotkać groźne zwierzę. Nie miał jednak innego wyboru. Kuśtykając, wszedł do podejrzanej jaskini. Nie wiedział jak wielka jest, czy w ogóle ma jakieś wyjście i dokąd go zaprowadzi. Ledwo wszedł, jego nozdrza poczuły stęchły zapach wilgoci. Praktycznie nic nie widział, szedł po omacku. Macając wszystkie ściany dookoła, orientował się, że jaskinia nie ma żadnych rozwidleń. Tym lepiej dla niego. Jego wędrówka ciągnęła się w nieskończoność a wszechobecna ciemność sięgała również jego umysłu. Zastanawiał się co by było, jakby miał już więcej nie spotkać Luhana. Tyle chciał mu pokazać, opowiedzieć. Jednak musiał go ochronić, bo ich tajemnica nie będzie ciągnąć się w nieskończoność. Co wtedy zrobi, jeśli król się o tym dowie? Na pewno nie będzie wyrozumiały i wtrąci go do lochu, nawet skaże na śmierć. Bał się tego wszystkiego, cholernie się bał. Tylko przy Luhanie udawał, że tak nie jest. W sumie przy nim zapominał o problemach, bo wtedy w swoich ramionach miał sens życia. Dlaczego życie musi być tak cholernie trudne... Dlaczego Bóg pokarał ich takim losem? Im bardziej zdawał sobie sprawę z konsekwencji, tym bardziej go kochał, to było takie nielogiczne. Jego czarne myśli opuściły go, gdy dostrzegł światełko w tunelu i to dosłownie, nie w przenośni. Jaskinia okazała się mieć drugie wyjście, do którego Sehun coraz bardziej się zbliżał. Szczęśliwy z tego powodu pokuśtykał szybciej, a gdy wyszedł, światło go oślepiło, jakby się ucieszyło z jego widoku. Nagle dostrzegł swojego konia, który błąkał się bez celu po polanie, na której teraz stał Sehun. Niewiele myśląc, gwizdnął na niego, zaraz obserwując, jak zwierzę galopuje do niego.
- Wierny przyjacielu, postawię ci wuchtę siana i cukru, gdy tylko dotrzemy, obiecuję. - poklepał go po szyi, zaraz słysząc radosne rżenie i trącenie nosem. Koń chyba jakoś wyczuł, że jego przyjaciel nie będzie w stanie się na niego wdrapać i uklęknął, pozwalając mu przytrzymać się swojej grzywy. Gdy Sehun siedział w miarę stabilnie, zwierzę podniosło się, niosąc go do zamku.
-Wierny druhu, ty jeden zostałeś, podczas gdy tamci odeszli beze mnie. - Sehun utwierdził się w przekonaniu, że konie to naprawdę wierne i piękne stworzenia.
***
Ich pierwszy wspólny poranek miał być cudowny i romantyczny. Czy taki był? No cóż, niekoniecznie. Spali wtuleni w siebie, a ich twarze muskało poranne słońce. Tak zapamiętali to obaj.
Ojciec Luhana zamartwiał się całą noc. Właśnie stracił najlepszego rycerza. Jako że Luhan ostatnio zaczął się interesować tym wszystkim, postanowił z samego rana pójść i powiedzieć mu o tej smutnej i tragicznej nowinie. Szedł korytarzem bez żadnej służby, bo i po co? Jednak tego, co zobaczył po naciśnięciu klamki od komnaty syna, w ogóle się nie spodziewał. Już nawet nie ucieszył się, że Sehun jednak żyje. Teraz jedyne, o czym myślał, to o ukaraniu zdrajcy.
- Co się tu do cholery dzieje?! - krzyknął król, budząc tym zaspanych kochanków. Królewicz i rycerz momentalnie się rozbudzili i obaj poczęli pospiesznie się ubierać.
- Tato, pozwól, że ci....
- Zamilcz, ciebie to nie dotyczy!
- Jak to "ciebie to nie dotyczy'?
- POWIEDZIAŁEM ZAMILCZ!
Luhan aż podskoczył, nigdy nie widział ojca w takim stanie. Przerażony, usłyszał słowa Sehuna:
- Wasza wysokość, kocham pańskiego syna.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się na tobie zawiodłem. Jeszcze wczoraj miałem najlepszego rycerza, a dzisiaj po prostu okazał się on zdrajcą i zwykłym... pedałem, który mąci w głowie mojego jedynego syna! - To jedno określenie ledwo przeszło przez usta króla, który jednocześnie wzdrygnął się, jakby miał zamiar zwymiotować.
- Czyż nie wypełniałem godnie swoich obowiązków?
- To już nie ma znaczenia. Twoja zuchwałość nie ma granic. Posunąłeś się do zdrady króla, a i za samo sianie homoseksualizmu kara się śmiercią przez powieszenie. Straże! Zabrać go do lochów! Będzie czekał aż do egzekucji. A Ty, mój drogi synu, zostaniesz tu aż do tego momentu. Straże! Przypilnować też, aby nie wychodził ze swojej komnaty.
- Czyż mnie także nie powinieneś skazać? W końcu ja także jestem.. jak ty to określiłeś, pedałem. Prawo nakazuje wieszać obu, nie tylko jednego. - Luhan już nie myślał, co robi. Wiedział, że Sehuna nie ominie kara i dlatego chciał umrzeć razem z nim.
- NIE CYTUJ MI PRAW, KTÓRE SAM WYMYŚLIŁEM!
- Wolę umrzeć, niż być synem kogoś, kto nie szanuje moich upodobań i zabija kogoś, kogo kocham. NIENAWIDZĘ CIĘ! - z oczu Luhana pociekły łzy. Zaraz też poczuł uderzenie na policzku, którego po raz pierwszy dopuścił się jego ojciec. W jego oczach była furia.
- Wyprowadzić go... - tymi słowami król chłodno zakończył całą tę szopkę. Drzwi komnaty zostały zamknięte na klucz. Luhan osunął się na podłogę, trzymając się za policzek, jednocześnie szlochając. Czuł, że mażąc się jak mały chłopiec, nie uratuje ich związku, ale serce tak bardzo go bolało. Nawet nie zdążył powiedzieć Sehunowi, że go kocha... Dodatkowo, jego ojciec nim gardził, chociaż nie powiedział tego głośno. Luhan był pewny, że nie zabije go tylko dlatego, że potrzebuje go do przedłużenia rodu. Teraz nie będzie się bawił w wybieranie kandydatek, tylko sam mu jakąś wybierze i skaże go na nieszczęśliwe życie obok kobiety, na którą nawet nie spojrzy. Luhan nie chciał takiego życia. Podniósł się z podłogi i otarł łzy. Do tej pory Sehun bronił jego, więc teraz czas, by Luhan coś zrobił. Wiedział, że pod drzwiami stoją strażnicy, więc został mu balkon. Dyskretnie wyszedł i rozejrzał się po okolicy. Wyglądało na to, że tutaj nie było nikogo. Na balkonowej podłodze wciąż leżał sznur, który w nocy pomagał Sehunowi wejść na górę. Niewiele myśląc, przywiązał go do stabilnego miejsca i opuścił się w dół. Następnie swoje kroki skierował do spiżarni, z której korzystali głównie rycerze wracający ze służby. Dyskretnie poszedł tam i do torby spakował tyle jedzenia, ile tylko zdołał. Zanim wyszedł ze swojej komnaty, oprócz tej torby wziął też całe swoje oszczędności, a jako książę miał ich niemało.
Chyba pomyślałem o wszystkim... Ach, jeszcze koń!
Poszedł do stajni, gdzie był przetrzymywany jego wierzchowiec. Pospiesznie go przygotował i dyskretnie wyprowadził. Pomyślał o wszystkim, tylko nie o tym, jak uwolni Sehuna. Na pewno nie mógł wejść do zamku, bo od razu go zobaczą... Okna od cel wychodziły na zewnątrz, ale były w nich kraty...
Piła! Potrzebuję piły! Tylko skąd ja ją wezmę... Może warsztat kowala?
Dopełnieniem każdego bogatego gospodarza był własny kowal. Jako że mieliśmy do czynienia z królem i jego wielkim zamkiem, i tutaj nie mogło takowego zabraknąć.
Chyba los mi sprzyja, nie ma go!
Luhan ostrożnie wszedł, wcześniej dokładnie się rozglądając, czy nie ma nikogo w pobliżu. Po szybkich oględzinach warsztatu dostrzegł upragniony przedmiot i od razu zabrał go, wychodząc na zewnątrz.
Nie wiem, po co mu piła, ale tym lepiej dla mnie. Teraz do Sehuna!
Z takim nastawieniem królewicz pomaszerował pod ścianę celi z małymi oknami, w których znajdowały się kraty. Długo szukał celi Sehuna, bojąc się, że lada chwila go wykryją, jednak w końcu ją znalazł. Od razu zabrał się za piłowanie krat, starając się robić to najciszej, jak tylko mógł. Stwierdził, że to najcięższa praca, jaką wykonał w całym swoim życiu.
- Luhan? Co ty tu ro...
- Ćś, bo nas usłyszą. Dasz radę wyjść?
Okno celi znajdowało się nieco wysoko, więc Luhan musiał się wychylać i wciągać go. Gdy Sehun został uwolniony, nie było czasu na czułości, Luhan od razu zaprowadził go do konia, na którego zaraz wsiedli i pospiesznie odjechali. Jechali długo, całymi nocami, bo za dnia łatwo można było ich wykryć. Chowali się w lasach, puszczach, gdziekolwiek, gdzie oczy króla nie były w stanie ich znaleźć, bo to nie tak, że im odpuścił. Długo ich szukał. Dlatego stwierdzili, że nie zaznają spokoju w Korei i muszą opuścić swój kraj.
***
[Kilka miesięcy później, małe miasteczko w Chinach]
- Luhan, słońce, wróciłem! Eh, ta praca w spiekocie słońca strasznie mnie wykańcza
- Dostałeś chociaż wynagrodzenie od gospodarza?
- Dostałem, ale wiesz, wynagrodzenie zwykłego parobka pracującego na polu to nie to samo co rycerz...
- Ja jako nauczyciel szermierki też nie zarabiam kokosów, ale ważne, że starcza nam na jedzenie.
- Nie tęsknisz czasami za wygodnym życiem w zamku?
- Nie. Nieważne gdzie jestem i co robię, ważne, że z Tobą. - Luhan uśmiechnął się szeroko i usiadł na kolanach siedzącego Sehuna, od razu całując go namiętnie. Podłapując jego intencje, Sehun zaraz zamienił ich miejscami i przygwoździł Luhana do łóżka. Ubrania szybko powędrowały na podłogę i obaj ponownie złączyli się w akcie fizycznej miłości. Później, gdy leżeli obok siebie, wtuleni i szczęśliwi, po prostu cieszyli się sobą nawzajem, czując, że znaleźli tego jedynego, z którym chcą być do końca życia.
- A to dopiero, zamiast ja uwolnić moją księżniczkę, ona uwolniła mnie. Toż to hańbi mój honor rycerza!- powiedział rozbawiony Sehun, zaraz dostając od Luhana kuksańca w bok. Jednak posiadacz sarnich oczu nie potrafił się długo gniewać i zaraz również się zaśmiał.
Po długim śmiechu i psotach, a także igraszkach, zasnęli zmęczeni, czując, że są najszczęśliwszymi ludźmi na całym świecie.
___________________________
Krótkie wyjaśnienie tytułu.
Widdiful to praktycznie nieużywane określenie człowieka haniebnego, zasługującego na śmierć przez powieszenie. Postanowiłam to wyjaśnić po fakcie, gdy ming mi się przyznała, że nie umie angielskiego i nie wie co to znaczy~ Nie wątpię w wasze zdolności co do tego języka, jednak wolałam to wyjaśnić. Nie trudno się domyślić, że fabuła odnosi się do tego właśnie tytułu. Mądrala ming, która betowała mi tego ficka, właśnie przez nieznajomość angielskiego stwierdziła, że popełniłam błąd historyczny, skazując Sehuna na śmierć przez powieszenie zamiast, tak jak to było w tamtych czasach, spalenie na stosie. Podsumowując: jest to moja pisarska fanaberia, nie jestem ignorantką, ok :/
16 listopada 2014
Comeback!
Do wszystkich czytelników!
Z tej strony dawno zapomniana przez was współautorka tego bloga, która jest smutna z tego powodu i wróciła pod innym nickiem. Tak, to ja, Ilmin. Dlaczego to wszystko piszę? By o sobie przypomnieć, to po pierwsze, a po drugie to chcę wyjaśnić kilka spraw i ogłosić, że wracamy wraz z ming. Długo nas tu nie było z różnych powodów. Pierwszy jest taki, że ming to kujon (Wiem że mnie za to zabije, ale taka jest prawda) i nie chciałam prowadzić bloga bez niej. Jak wiecie, piszemy to dla zabawy, tak więc pisanie samej to nieco mniejsza zabawa ^^'''
Drugi powód jest taki, że i ja miałam pisarski kryzys. Opuściłam swojego bloga bo jakoś czułam się niedoceniana, bo piszę o B2ST a nie o popularnym EXO...
Ostatnia sprawa jest taka, że postaramy się zrealizować wszystkie dotychczasowe zamówienia, ale dodawanie nowych na razie blokujemy. Trochę się tego uzbierało, więc życzcie nam powodzenia. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu zagląda w ogóle .___.
Cześć pysie, z tej strony ming. Mam nadzieję, że pamiętacie o nas jeszcze! Wracamy i mamy nadzieję, że uda nam się wszystko szybko nadrobić, bo pisanie fanficków to dla nas przyjemność, a przy okazji również dla Was, naszych czytelników, bo możecie czytać o tym, co kochacie ~ Trzymajcie za nas kciuki, a postaramy się być jak najlepsze w tym, co robimy. Hwaiting!
8 lutego 2014
Uwaga!
Bardzo wszystkich przepraszam, ale przez pewną męczącą mnie sytuację muszę przestać na jakiś czas prowadzić tego bloga. Oprócz tego, zawieszam wszystkie jakie mam, więc i ten nie pozostaje wyjątkiem, choć mam nadzieję, że Ilmin niedługo wrzuci coś od siebie. Niedługo jednak zaczynają mi się ferie, może niechęć do pisania przejdzie mi wraz z odrobiną czasu wolnego. Zobaczymy.
ming
ming
31 stycznia 2014
Reklama~
Cześć, Exotics!
Z tej strony Ilmin. Nie, nie mam dla was nowego opowiadania, bo brak weny, ale chciałam zareklamować forum, które założyłam. Każdy z was lubi puścić wodze wyobraźni, prawda?
No więc forum, które założyłam to forum o k-popowym yaoi. Rejestrujecie się, tworzycie postać, dobieracie z kimś w parę, szukacie przyjaciół... jak chcecie, do woli.~ Z resztą wszystko jest w regulaminie.
Mnie tam możecie znaleźć jako Baekhyuna, szukającego swojego Chanyeola xD
Pozostało mi tylko zaprosić zainteresowanych i życzyć dobrej zabawy. Oto link:
http://www.k-popyaoiimagination.czo.pl/
Z tej strony Ilmin. Nie, nie mam dla was nowego opowiadania, bo brak weny, ale chciałam zareklamować forum, które założyłam. Każdy z was lubi puścić wodze wyobraźni, prawda?
No więc forum, które założyłam to forum o k-popowym yaoi. Rejestrujecie się, tworzycie postać, dobieracie z kimś w parę, szukacie przyjaciół... jak chcecie, do woli.~ Z resztą wszystko jest w regulaminie.
Mnie tam możecie znaleźć jako Baekhyuna, szukającego swojego Chanyeola xD
Pozostało mi tylko zaprosić zainteresowanych i życzyć dobrej zabawy. Oto link:
http://www.k-popyaoiimagination.czo.pl/
17 stycznia 2014
Twój dotyk sprawia mi przyjemność...
Zamówienie dla Channiego~
Ilmin: Ja tylko chciałam wtrącić, że jak coś to specjalnie pisałam raz w czasie przeszłym a raz teraźniejszym. Nie zwracajcie uwagi, że to błąd bo wiedziałam, że tak piszę. Taka moja pisarska fanaberia.
doceniajcie mnie trochę bardziej jako pisarkę, okej? ;-;
ming: Mamy nadzieję, że się spodoba ;u;
Uwagi!ming: Mamy nadzieję, że się spodoba ;u;
> fluff, romans
> paring: BaekYeol ( Baekhyun i Chanyeol /EXO)
> Dotyk Chanyeola sprawia Baekhyunowi przyjemność...
> opko pisane w pierwszej osobie z podziałem na role:
Baekhyun pisany przez Ilmin.
Chanyeol pisany przez ming.
Dzisiaj prawie cały dzień byłem wkurzony. Dlaczego? Raczej
spytajcie "przez kogo?". NO PRZEZ TEGO GŁUPIEGO GIGANTA PARK
CHANYEOL'A! Nawet jeśli nie wiedział, że jest powodem mojej złości to i tak
jest głupi i go nienawidzę i... jestem zazdrosny. Tak, jestem zazdrosny, no i
co.... Tylko, jak już wspomniałem, Chanyeol o tym nie wiedział i nie wie. Już
dawno sobie to uświadomiłem, to nie była zazdrość jak o przyjaciela, bo
przecież przyjaciel nie ma prawa być zazdrosny, gdy ten gigant rozmawia lub
robi fanservice z Krisem, prawda? No właśnie. Pogodziłem się z tym. Biedny
Chanyeol, czasami naprawdę przesadzałem i obrywało mu się niesłusznie. Stracę
go jak tak dalej będę robić, ale jestem w kropce... Jak mam mu to wyznać?
Przecież on mnie wyśmieje... A moje serce pęknie. No ale, opisując mój
dzisiejszy dzień, odpychałem go za każdym razem, gdy opuszczał Kris'a i
podchodził do mnie. Czy to na scenie, czy na fan sign'ie... A jak wróciliśmy do
domu to zamknąłem się w łazience i jak wyszedłem to chyba poszedł z innymi
gdzieś się rozerwać. Albo się najeść. No i tkwię w pokoju sam jak palec, gapiąc
się na sufit w chwili obecnej...
Ten mały manipulant, Byun Baekhyun, aish… Cały czas mi ucieka. Od rana
chcę go złapać, a ten sobie tak po prostu znika, olewa mnie, jakbym w ogóle go
nie obchodził, a przecież dobrze widzę, że coś się dzieje. Nie powiem, trochę
zaczęło mnie to wkurzać, ale nawet jak naprawdę próbowałem ze wszystkich sił
jakkolwiek się do niego zbliżyć, on mnie zbywał. Teraz zamknął się w łazience.
No i co ja miałem zrobić? Poszedłem z resztą, która szła do centrum handlowego,
widocznie nie chciał ze mną przebywać. Co nie zmienia faktu, że strasznie za
nim tęskniłem, tęsknię za nim nawet wtedy, kiedy idzie na chwilę do łazienki i
chciałem znów móc być przy nim cały czas. Nikomu tego nie powiedziałem, ale
podkochuję się w nim od czasów trainee, na szczęście wszyscy w dormie,
oczywiście włącznie z nim, są ślepi, więc NIKT nie zauważył. Jeszcze.
Westchnąłem ciężko, kiedy Kris ciągnął mnie w stronę jakiegoś sklepu z ubraniami.
Czuję się jak na zakupach z dziewczyną, serio, jego miłość do odzieży mnie
przeraża… Wpadłem na pewien pomysł, kiedy koło mnie przeszła jakaś babka, która
głośno rozmawiała przez telefon. Telefon.
Krzyknąłem do Krisa, że zapomniałem komórki, chociaż i tak pewnie nie
usłyszał. Pobiegłem w stronę wyjścia i już po chwili truchtałem w okularach i
kapeluszu do naszego dormu, który był wyjątkowo blisko centrum handlowego.
Mając już dość leżenia i podziwiania sufitu zwlekłem się z
łóżka i, kierowany głodem, poszedłem do kuchni, a dokładniej do lodówki. Jako że nieco znałem się na gotowaniu (może nie tak bardzo jak Kyungsoo, ale trochę
tak), postanowiłem sobie coś ugotować. A dokładniej - usmażyć. Taaak, miałem
ochotę na smażone mięsko. W całej kuchni unosił się zapach jedzenia, który
przyjemnie muskał i kusił moje nozdrza. Aż się poparzyłem przypadkiem, taki
byłem niecierpliwy. Na chwilę odsunąłem myśl o ratowaniu mojego biednego,
oparzonego palca i wziąłem się za jedzenie. Zjadłem ze smakiem i włożyłem brudne
naczynia do zmywarki. Dopiero później zacząłem obmywać oparzony palec pod zimną
wodą, naprzemiennie na niego dmuchając. I takiego zastał mnie Chanyeol. Słysząc
kliknięcie otwieranych drzwi tylko rzuciłem na niego krótkie spojrzenie, po
chwili wracając do ratowania palca.
- Baek? Co jest z twoim palcem? – palnąłem bardzo mądrze,
kiedy udało mi się wrócić do dormu. Nienawidziłem wbiegać po schodach na górę,
ale chęć zobaczenia mojego malucha za bardzo kusiła, dlatego przeskakiwałem po
drodze dwa stopnie na raz. Teraz dyszałem jak pies. Wtoczyłem się do środka i
zdążyłem tylko rzucić kurtkę na fotel, zanim wszedłem do naszego wspólnego
pokoju. Nie było go tam, na co podrapałem się po głowie w zadumie, ale bardzo
szybko mój nos wyczuł cudowną woń, wydobywającą się z kuchni, więc poszedłem
tam szybko i zobaczyłem Bacona, który smażył coś dobrego. A potem jego czerwony
paluszek. Biedny Baekkie, już ja go zaraz opatrzę.
- Co ty zrobiłeś? – zadałem kolejne pytanie, nawet nie
kwapiąc się, żeby poczekać na odpowiedź na poprzednie. Podszedłem do naszej
dormowej apteczki (mentalnie podziękowałem Kyungsoo, że kazał nam ją
zorganizować, inaczej nie pomógłbym teraz mojemu kochanemu maluchowi w
potrzebie) i wziąłem z niej maść na oparzenia i bandaż. Spojrzałem krytycznie
na rękę małej kucharki i sięgnąłem po nią.
-Chciałem okazać ogniowi trochę czułości poprzez subtelny
dotyk palcem. - rzuciłem sarkastycznie, ale widząc jego gromiące spojrzenie,
dodałem - Oparzyłem się, nie widać? - prychnąłem, lekko poirytowany jego głupim
pytaniem. Czasami miewał momenty takiej głupkowatości, ale za to go kochałem. I
gotów byłem robić z siebie debila, byleby tylko zawsze gdy był smutny, zobaczyć
jego uśmiech, bądź usłyszeć jego śmiech, tak miły dla moich uszu. A teraz co
robiłem? Oczywiście, że się podniecałem, czując dotyk jego długich, smukłych
palców, które tak starannie opatrywały mój poparzony palec. Gdyby tak
przeciągnąć to do nieskończoności... Albo częściej robić sobie krzywdę. Dobra,
to podchodziło pod psychozę.
Starałem się na niego nie patrzeć i przygryzałem swoją wargę, by ukryć głupawy
uśmieszek.
- Czy ty się ze mnie śmiejesz? – zgromiłem go wzrokiem,
kiedy udało mi się dostrzec, że zakrywa uśmiech. Chciałem go zobaczyć nie
ukrytego, nie uciekającego. Chciałem zobaczyć jego piękny uśmiech. Muskałem
palcami jego gładką skórę, głaskałem ją lekko, kiedy bandażowałem jego palec.
-Co? Nie. - odpowiedziałem krótko. W sumie nie skłamałem, bo
nie śmiałem się z niego. Ten uśmieszek to była reakcja na jego dotyk. Czując go
bardziej intensywnie, tak delikatnie i czule na swojej dłoni, poczułem jak moje
serce przyspiesza. Po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz a w miejscu tego
czułego dotyku poczułem ekscytujący prąd. Niesamowite co może zrobić ze mną ten
gigant, tylko delikatnie gładząc moją skórę podczas zakładania opatrunku. Czy
on się w jakiś dziwny sposób ze mnie nabija?
- To czego się szczerzysz? Przecież to widzę. – posłałem mu
uśmiech, kiedy nachyliłem się do niego, żeby lepiej przyjrzeć się dłoni. Była
lekko czerwona, ale obandażowany palec już nie straszył swoim wyglądem.
Złapałem go w obie dłonie i pocałowałem w opuszek.
- Żeby nie bolało. – mruknąłem i puściłem do niego oczko.
Mimo tego, że jestem w nim na zabój zakochany, to robiąc taki niby fan service
czuję się przy nim dobrze, nie jestem skrępowany. Jakby to było dla mnie
naturalne. I to takie kochane, bo mogę czuć jego dotyk, nawet jeśli minimalnie,
to jednak uwielbiam to uczucie. Spojrzałem w jego oczy i uśmiechnąłem się
miękko, gładząc jego dłoń swoimi palcami.
- Ale z ciebie niezdara. – zaśmiałem się cicho, oglądając
jego bandaż.
-A.. to... N-no bo t-to... .- cholera, czemu zacząłem się
jąkać? Moje ciało zaczęło widocznie reagować na to, co robił ten gigant. On to
robił specjalnie, tylko czemu? Kolejny żart? Ale on nigdy nie żartował w taki
sposób, nie żeby mnie upokorzyć.
Na moje policzki wkradł się rumieniec, gdy tylko jego usta
zetknęły się w tak czuły sposób z moim palcem. Kolejny przyjemny prąd przeszył
moje ciało. To cholerne oczko, które mi puścił to drugi przyjemny prąd na moim
ciele i nieco bardziej widoczne rumieńce. Niech to szlag! Już dłużej nie dam
rady ukrywać tego, co do niego czuję...
- Botwójdotyksprawiamiprzyjemność. - powiedziałem szybko,
praktycznie na jednym wydechu, zaraz odwracając wzrok.
- P-przepraszam. - przygryzłem wargę, robiąc skruszoną minę.
Nieczęsto coś takiego robiłem, ale Chanyeol był tego wart.
- Co? Mógłbyś powtórzyć, bo nic nie zrozumiałem. –
poprosiłem, choć idealnie usłyszałem to, co powiedział. No dobra, może nie
idealnie, bo musiałem zastanowić się chwilę nad jego słowami, ale i tak po
chwili już wiedziałem co powiedział. Potwierdzały to lekkie, a po chwili
mocniejsze rumieńce na jego policzkach. Jak ktoś, kto jest dorosły, może
wyglądać tak niesamowicie uroczo? Jest w tym momencie przesłodki, jak mały
szczeniaczek. Uśmiechnąłem się na ten widok, który koił moje zmysły.
Przeanalizowałem w myślach jego słowa i dostałem gęsiej skórki. Z wrażenia. I z
podniecenia. Podniecenia jego słowami. Ale nie fizycznego, nie, raczej
psychicznego, jeśli można w ogóle tak powiedzieć. To było coś na kształt
niesamowitej radości pomieszanej z ekscytacją. Przez sekundę miałem wielką
ochotę rzucić się na niego i przytulić go do siebie, ale udało mi się opanować,
bo chciałem się z nim jeszcze troszeczkę podrażnić.
- Niech Cię diabli, Park Chanyeol. - mruknąłem pod nosem,
chociaż byłem pewny, że to usłyszał. Tak samo jak moje wyznanie, chociaż
udawał, by mnie wkurzyć. Jednak mimo tego, że to wiedziałem, i tak to powtórzyłem.
Z lekkim zawstydzeniem, ale jednak.
- Bo Twój dotyk sprawia mi przyjemność. - starałem się mówić
spokojnie, by się gigant nie cieszył z mojego zdenerwowania, jednak te
przeklęte rumieńce wciąż uparcie tkwiły na moich policzkach.
Dlaczego odczułem chęć pocałowania go? Cholera, nagle mi się zrobiło gorąco. To
wszystko przez niego. Głupi gigant. Głupi przystojny gigant. Cholernie
przystojny. I pociągający. I go cholera kocham. Aish....
Przestanie on wreszcie mnie tak dręczyć? Czuję się niepewnie, w końcu tak jakby
mu powiedziałem, że go lubię inaczej niż przyjaciela. Fakt faktem przyjaciel
nie powiedziałby, że lubi jego dotyk.
- Czemu? Co jest w nim takiego specjalnego, że to właśnie
on sprawia ci przyjemność? – spytałem, mrużąc oczy w geście
zaciekawienia. W środku aż kipiałem ze szczęścia, ale byłem odrobinkę lepszy od
Baekhyuna w ukrywaniu swoich uczuć, dzięki czemu nie dałem się zdradzić.
Wygodne. Mimo wszystko, uśmiechnąłem się lekko, jednak zostałem opanowany,
chociaż widok rumieniącego się i odwracającego wzrok Baekhyuna, który mówi mi
takie rzeczy jest… pociągający. I cudowny. Co najmniej. Można się w nim
zatracić, czego o mało co nie zrobiłem. Ale na szczęście głód przywołał mnie do
rzeczywistości, kiedy mój żołądek skręcił się nagle w niemym geście, błagającym
o jedzenie. Zgodziłem się z nim szybko, machinalnie patrząc na kuchenkę, ale
była pusta. W dwóch krokach znalazłem się przy lodówce i otworzyłem ją, udając,
że olewam mojego kochanego malucha, który zapewne się przez to obrazi, choć
wciąż czekałem na jego odpowiedź i dałem mu to do zrozumienia, rzucając ku
niemu przelotne, wyczekujące spojrzenie. Otworzyłem lodówkę i zobaczyłem, że
nic w niej nie ma, co akurat mnie za bardzo nie zdziwiło, bo zazwyczaj jeżeli
cokolwiek tam włożę, to po chwili w jakichś dziwnych okolicznościach znika.
Zastanawiające.
- Nieważne, zapomnij. - powiedziałem obojętnie i odwróciłem
się na pięcie, idąc do pokoju, o ironio, naszego wspólnego, gdzie i tak mnie
dopadnie.
- Idę spać bo już późno. - powiedziałem na odchodnym. Gdy
zamknąłem za sobą drzwi naszego pokoju, szybko przebrałem się w piżamę i,
gasząc uprzednio światło, położyłem się do łóżka. Chociaż tutaj mnie nie
dopadnie. Tutaj byłem tylko ja i ściana, najbliższa moim przemyśleniom i
uczuciom dzisiejszej nocy, tak przeczuwałem. Nawet odwróciłem się twarzą w jej
stronę, by okazać jej uczucia!
Okej, pogrążam się, myślę o jakichś uczuciach do ściany,
która nawet nie może mnie przytulić. Westchnąłem ciężko. Czemu ten głupi gigant
mi to robił? Poczułem się jak totalny idiota i frajer. W dodatku on sprawił, że
się tak poczułem. Wyśmiał to, że podoba mi się jego dotyk? Mógł od razu
strzelić mi w łeb, na jedno by wyszło. Chyba będę go unikać czy coś. Zaraz..niby
jak? Nawet ten pokój dzielimy ze sobą. No i wliczmy w to jeszcze wspólne próby,
występy i tak dalej.... Niemożliwe. Ale mogę go ignorować! Tak, to jest myśl! I
to właśnie z taką myślą przytuliłem się do misia, który leżał obok mnie.
...Misia, którego dostałem od niego... Kogo ja chcę oszukać,
nawet samego siebie nie umiem... Wtuliłem się w przyczynę mojego obecnego
załamania, to jest bezlitosnego pluszaka, na którym zawsze dziwnym sposobem
czułem zapach tego wielkoluda. I dlatego też co noc się do tego misia tuliłem.
Słysząc skrzypnięcie otwieranych drzwi od razu zamknąłem oczy. Miałem zamiar
udawać że śpię, a co. Do moich uszu doszło smutne westchnięcie Chanyeola. No i
czego on tak wzdycha?
- Nie odpowiedziałeś na pytanie… - mój wyrzut unosił się w
powietrzu przez jakiś czas. Nie myślałem, że Baekhyun jest w pochmurnym
nastroju, raczej podejrzewałem go o przysłowiowe strzelenie focha. Poza tym,
nie miałem mu tego za złe, bo jego rumiane policzki mnie ułagodziły. Co nie
zmienia faktu, że byłem głodny, a nasza kuchnia była pusta. Musiałem pójść do
sklepu, na co zupełnie nie miałem ochoty. Chciałem być z Baekhyunem. Więc
poszedłem do naszego pokoju, westchnąłem i powiedziałem swój wyrzut, po czym
podszedłem do łóżka mojego przyjaciela. Był odwrócony do ściany, ostatnio
często tak śpi, przez co nie mogę w środku nocy obserwować jego twarzy. Irytuje
mnie to. Ta mała menda jeszcze pożałuje, że się tak ode mnie odcina. Już
chciałem coś zrobić (np. zerwać z niego kołdrę i wyrzucić ją przez okno, przez
co musiałby spać ze mną, a to była bardzo kusząca wizja), ale się
powstrzymałem. Dlaczego? Ten cholerny misiek, którego mu dałem… aish, nie
wiedziałem, że wciąż go ma. I że z nim śpi. Boże, jakie to rozczulające.
Parsknąłem cicho nad jego uchem i pocałowałem go w policzek.
- Śpij dobrze. – powiedziałem wychodząc, chociaż
wiedziałem, że po tym nie zaśnie przez najbliższe godziny. Uwielbiam go
torturować.
Wiedziałem, że się na mnie gapił. I na misia. Cóż, jak
kompromitacja to bez przerwy i na całego.... Niech ten dzień się już skończy,
błagam… Znów zrobił coś, co sprawiło, że moje serce zaczęło bić jak oszalałe.
Trafię do wariatkowa kiedyś przez niego. Czemu nie mógł mi jasno powiedzieć,
tylko musiał mi to robić?
Eh, nawet moja złość na niego jakby gdzieś uleciała, jak zwykle. Nigdy nie
umiałem się na niego gniewać. Słyszałem jak prychnął nad moim uchem... Domyślił
się, że udaję i wcale nie śpię?
- Chanyeol... - Naprawdę nie wiem co się ze mną dzieje i
czemu to powiedziałem. Jednak wypowiedziałem to jakoś błagalnie i
jakby...płaczliwie?
- Położysz się dziś ze mną? Proszę... ten jeden raz... -
Odwróciłem się twarzą do niego, tym samym zatrzymując go w drzwiach. Wizja
tulenia się do niego przez całą noc zamiast do tego pluszaka była kusząca i wywoływała
motylki w moim brzuchu.
Pogięło mnie, zachowuję się jak zakochana nastolatka.
Jak tym razem mnie też jakoś wyśmieje czy coś w tym stylu co
zrobił w kuchni to się chyba powieszę.
Kurna no, byłem głodny, a ten z takim czymś mi nagle
wyskakuje. Ale sami mi powiedzcie, czy jeśli Baekhyun dał by wam taką
propozycję, odrzucilibyście ją? Nie sądzę. I mimo mojego (naprawdę dużego)
głodu, odwróciłem się na pięcie i podszedłem do szafy. Wyciągnąłem z niej
piżamę i szybko się przebrałem. Poczłapałem do łazienki, żeby umyć zęby.
Spojrzałem na siebie w lustrze i zmrużyłem oczy. Coś mi nie pasowało. Wsunąłem
powoli długie palce we włosy i roztrzepałem je trochę, żeby wyglądały
naturalniej. Zmyłem sceniczny makijaż po dzisiejszym występie , obmyłem twarz wodą
i wytarłem dokładnie, po czym znowu spojrzałem w lustro.
Dużo lepiej.
Uśmiechnąłem się sam do siebie, jak to miałem w zwyczaju i
wyszedłem z łazienki. Podszedłem do drzwi i zgasiłem światło. Wszystko robiłem
bez najmniejszego słowa (jednak drażnienie Baekhyuna to silna potrzeba) i po
omacku musiałem się dostać do jego łóżka. Zachowałem kamienną powagę, kiedy o
mało co nie padłem na ziemię przez rzeczy, które walały się po naszym pokoju.
Musimy tu posprzątać… W końcu trafiłem i dosłownie sekundę zajęło mi zajęcie
miejsca obok mojej małej niezdary. Zazwyczaj, kiedy Baekhyun prosi mnie, żebym
z nim spał, co czasami się zdarza, leżymy koło siebie albo zwróceni do siebie
twarzami, albo plecami. Dzisiaj było inaczej. Zabrałem mu misia i odłożyłem
obok na szafkę nocną (choć w mojej wyobraźni już lądował na ziemi) i zająłem
jego miejsce, przytulając do siebie wątłe ciało mojego przyszłego chłopaka
(wtedy postawiłem sobie taki cel). Było mi tak przyjemnie. Tak błogo.
Uśmiechnąłem się, widząc jak odwraca się i idzie się przygotować
do spania. Lubiłem z nim spać, co nie było częste, bo nie miałem odwagi go o to
prosić, zazwyczaj on sam o tym decydował. Dziś było inaczej. Jednak też nigdy
nie miałem odwagi się do niego przytulić podczas wspólnej regeneracji sił.
Trochę mu zajęło, zanim położył się obok mnie, jednak gdy przyszedł,
uśmiechnąłem się. Parsknąłem cicho gdy o mało co się nie przewrócił przez
bałagan.
Gdy zabrał mi misia, chciałem zaprotestować, wyrazić
oburzenie, lecz to co zrobił zaraz po tym wprawiło mnie w osłupienie.
ON MNIE PRZYTULIŁ.
TYLKO SPOKOJNIE, ODDYCHAJ.
Położyłem głowę na jego torsie, słysząc i wręcz czując, jak
szybko bije mu serce. Czy to przeze mnie? Moje biło równie szybko, pewnie też
mógł to poczuć..
- Jesteś cieplutki. - powiedziałem z uśmiechem i wtuliłem
nos w jego szyję.
- A ty słodziutki. – odpowiedziałem w półśnie zgodnie z
prawdą. Mruknąłem cicho, kładąc dłoń na jego biodrze. Całym sobą słyszałem jego
przyjemnie przyspieszone serduszko i z tą melodyjką w uszach usnąłem…
Było jeszcze ciemno jak się obudziłem. Oprócz tego, że
pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem, było uświadomienie sobie w czym łóżku leżę, co
skutkowało sekundowym zawałem serca i wielkim uśmiechem na mojej twarzy,
spróbowałem sobie przypomnieć dzisiejszą datę. Po kilkuminutowych rozmyślaniach
wpadłem tylko na to, że była niedziela. Co znacznie ułatwiło mi życie, bo
miałem zamiar zrobić dzisiaj wszystko to, co mogłoby mnie jakoś zbliżyć do
Baekhyuna. Nawet bardziej niż teraz. Aish, nie myśl z rana o takich rzeczach,
kiedy obiekt twojego uwielbienia leży ci na klacie i wygląda jak uroczy, śpiący
kociak…
On mnie nazwał słodkim. Czemu zamiast się wkurzać cieszę się
jak głupi? Jego dłoń na moim biodrze była kolejnym czynnikiem powodującym po
raz nie wiem już który dzisiejszego dnia. Nie, on chyba sobie z tego nie zdawał
sprawy. Przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi...
Wsłuchując się w bicie jego serca i akompaniujący mu jego
spokojny oddech, zasnąłem, chociaż myślałem że nie dam rady, gdy jest tak
blisko mnie. Gdy się obudziłem, było już jasno. Moja głowa nadal leżała na jego
torsie. Rany, na pewno było mu niewygodnie, mógł mnie przesunąć czy coś, eh...
Spojrzałem do góry, na niego i widząc, że już nie śpi,
uśmiechnąłem się. Taki widok mógłbym mieć codziennie rano. Zsunąłem się z niego
i lekko przeciągnąłem, nieco jak kociak chyba.
- Dzień dobry Channie. - powiedziałem z uśmiechem, nie
wstając, gdyż stwierdziłem, że pozwolę sobie na kilka chwil lenistwa.
- Cześć, kochanie. – musnąłem jego policzek, kiedy się
obudził. Mam wrażenie, że zachowujemy się jak para, ale jakoś mi to nie
przeszkadzało. Wygramoliłem się z łóżka i złapałem w ręce moją księżniczkę,
którą już po chwili niosłem do kuchni. Kyungsoo zrobił śniadanie, jak miło.
Reszta zespołu rzucała nam co chwilę wymowne spojrzenia, ale jakoś mnie to nie
obchodziło, kiedy sadzałem sobie Baeka na kolanach.
- Suho, co dziś robicie? – spytałem lidera, karmiąc w tym
czasie Baekhyuna jajecznicą.
-A-annyeong- zarumieniłem się, lekko zdziwiony i zawstydzony
jego zachowaniem z samego rana. Oczywiście pozytywnie zdziwiony. Tak dobrze mi
się z nim spało... chyba zaproponuję połączenie naszych łóżek i będę z nim już
codziennie spać.
Czy tylko ja odczuwałem, że jakoś zachowujemy się jak para?
Tylko czemu ja muszę być na kształt tej żeńskiej części związku...?
Zaraz, jakiego związku? Na samą myśl, że mógłbym być z
Chanyeolem poczułem motylki w brzuchu. Nawet nie zdążyłem zareagować, a
poczułem jak odrywam się od powierzchni miękkiego i ciepłego łóżka. Od razu
instynktownie złapałem się szyi mojego "porywacza" i wlepiłem w niego
swój wzrok. Od profilu wyglądał tak samo przystojnie i pociągająco co od
przodu. Lubiłem na niego patrzeć a w tej chwili mogłem to robić bezkarnie, w
końcu mnie niósł. W kuchni od razu poczułem na sobie spojrzenia całego EXO, na
co się zawstydziłem, przygryzając niepewnie dolną wargę. Przecież cały zespół
był istnym haremem dla gejów więc nie powinni się dziwić.
Aish, ten gigant, co chwilę robił coś niespodziewanego.
Ledwo zdążyłem zarejestrować fakt, że siedzę mu na kolanach (czego skutkiem był
kolejny atak motylków w brzuchu) a już zauważyłem przed twarzą łyżeczkę z
jajecznicą. Posłusznie otwarłem usta i zjadłem, czekając na następne kęsy, aż
talerz był pusty.
- Nie wiem, właściwie to chcieliśmy sobie zrobić wolne i
zostać w domu, ale wyszło na to, że Kai chciał… z jakiej racji Baekhyun tak po
prostu na tobie siedzi? – Suho mówił i nagle przerwał swój monolog tym dziwnym
pytaniem. Dopiero teraz zauważyłem, że wszyscy na nas patrzą.
- Bo go tu usadziłem. – odpowiedziałem jak gdyby nigdy nic,
choć już widziałem jak Kyungsoo mruży oczy, szukając w naszej dotychczasowej
przyjaźni jakiegoś wydarzenia, które zmieniło coś na tyle, że mogliśmy przez
swoje zachowanie wyglądać, jakbyśmy byli razem.
- Ale czemu akurat u siebie? Może ja też chciałem Bacona na
swoich kolanach? – spytał potulnie Lay. Pieprzony jednorożec, zawsze musi mi
zabierać mojego malucha.
- Byłem pierwszy. – pokazałem mu język i objąłem Baekhyuna
w talii, chcąc mu pokazać do kogo należy. Nie będzie mi wchodził na mój teren
ze swoimi kopytami. No i przy okazji reszta zespolu niech zacznie się
przyzwyczajać do takich widoków.
Jedząc, uważnie przysłuchiwałem się rozmowie, którą
rozpoczęli. Słysząc pytanie Suho hyung'a jeszcze bardziej się zawstydziłem, nie
mając odwagi odpowiedzieć. Chanyeol mnie ubiegł, ku mojemu zadowoleniu. Ale
jednak chłopaki na pewno już coś podejrzewają, wcześniej jakoś nie miałem w
zwyczaju siedzieć na kolanach u giganta Channiego.
Pytanie Yixinga sprawiło, że mnie zamurowało. Po tym pytaniu
Chanyeol zrobił się jakby... zazdrosny? Nie będę ukrywać, spodobało mi się to.
Po skończonym śniadaniu wszyscy oprócz nas rozeszli się
gdzieś poza dom, korzystając z wolnego dnia, których mieliśmy niewiele, na
świeżym powietrzu.
W sumie nie wiem czemu zostałem, nagle przy Chanyeolu, będąc
sam na sam, pierwszy raz w życiu poczułem się zawstydzony czy też... lekko
skrępowany? Ach, już wiem dlaczego zostałem. Oprócz tego, że podświadomie
chciałem, to Chanyeol nadal kurczowo obejmował mnie w pasie, przez co nie
mogłem wstać.
Nie, żeby mi to przeszkadzało, cały czas czułem przyjemne
dreszcze.
- Co będziemy robić Baek? – spytałem malucha na moich
kolanach, opierając brodę na jego ramieniu. Taka pozycja była całkiem
przyjemna.
- Tylko my zostaliśmy. Mamy cały dzień dla siebie. –
zamyśliłem się, szukając jakiegoś pomysłu na spędzenie wolnego dnia z Baconem.
Mogliśmy pograć w jakieś gry lub pooglądać jakieś filmy. Albo dramy. Lubię
dramy.
- Masz jakiś pomysł?
- Możemy pograć na konsoli. - powiedziałem z uśmiechem, patrząc na obejmujące
mnie, większe od moich, dłonie Chanyeola i położyłem na nich swoje małe łapki.
Krok po kroku zachodziliśmy coraz dalej, i chociaż nie padły żadne słowa, które
by o tym świadczyły, czułem że rodzi się między nami coś więcej niż przyjaźń.
Czy to zasługa moich wczorajszych słów, czy też mój gigant nagle zaczął
wprowadzać w życie jakiś plan, mało istotne.
Uśmiechnąłem się, gdy uświadomiłem sobie fakt, że w myślach
nazwałem go już "mój".
Było mi tak dobrze i wygodnie, że niespecjalnie chciało mi się ruszać, no ale
mus to mus. Wyswobodziłem się z jego opiekuńczych objęć i wstałem, dreptając do
naszego pokoju, gdzie mieliśmy konsolę. Po co mieć ją w salonie i dzielić się
ze wszystkimi jak możemy mieć swoją, na własność?
Lubiłem grać z Baekiem. Zawsze przegrywał, bo był w tym
beznadziejny, a potem obrzucał mnie wyzwiskami, a ja i tak uważałem to za
urocze. Taki mały, wściekły Bacon nawet nie mógł mnie dosięgnąć, bo był za
niski. Taki rozczulający i słodki. Rozsiedliśmy się na jego łóżku i włączyliśmy
Naruto. Nie minęła chwila, zanim zaczął przegrywać.
- Baek, jak tym razem wygrasz, to dostaniesz nagrodę. –
zaśmiałem się, chcąc choć trochę zmotywować go do porządniejszej walki.
Gra na konsoli. Naruto. Typowa gra z gatunku bijatyk. No,
może nie typowa, bo na podstawie mojego ukochanego anime. Można też grać single
player w story mode, ale jako, że jest nas dwóch, włączyliśmy tryb walki.
Zawsze z nim przegrywałem. Czemu? To proste. Byłem typem nawalającym na oślep
we wszystkie przyciski, by losowo trafić jakieś fajne kombinacje czy combo.
Podczas takiego nawalania na oślep bardzo szybko męczyły mi się dłonie, wręcz
bolały nadgarstki i palce. Ta, kiepski gracz zawsze znajdzie wymówkę.
Słysząc jego zachętę, od razu zacząłem się bardziej przykładać, ignorując
bolące już nadgarstki. Bardzo szybko powaliłem go na ziemię w pierwszej
rundzie, tak samo jak w drugiej i trzeciej. Gdy skończyła się rozgrywka,
uśmiechnąłem się szczęśliwy z mojej pierwszej wygranej. No, miałem nadzieję, że
nie podkładał mi się specjalnie.
-No to... jaka ta nagroda? - zapytałem zaciekawiony, po
chwili orientując się, że powiedział to spontanicznie i nie wymyślił niczego
konkretnego. W takim razie sam coś wymyślę. Chwilowa burza mózgu. Uśmiechnąłem
się z tryumfem.
-No to w takim razie, jak nie masz pomysłów, to chcę... abyś
mi zrobił masaż. - powiedziałem z uśmiechem, czując przyjemne mrowienie na samą
myśl o dotykających mnie dłoniach Chanyeol'a.
- No hej, jak to możliwe, że przegrałem? - udawałem
chlipanie. Wcale nie pozwoliłem mu wygrać. No dobra, dałem mu trochę fory, ale
tylko troszeczkę, bo naprawdę świetnie sobie poradził. Ma dzieciak dobrego
nauczyciela. Oczywiście nie mam na myśli mnie, skądże znowu. Zwinąłem się w
kulkę na jego łóżku i zacząłem kręcić się to w jedną, to w drugą stronę, udając
że płaczę po przegranej. Zapisałem sobie w głowie, żeby zaznaczyć tą datę w
kalendarzu, pierwsza wygrana mojego Bacona. Jestem z niego dumny. Prychnąłem,
kiedy powiedział o masażu. Taka niewinna prośba, ale moje hormony podpowiadały
mi coś innego. Stój, Chan, to twój mały Baekkie, nie zrobisz mu tego.
- Przecież ty zawsze przegrywasz, dlaczego teraz wygrałeś?
Nie zgadzam się. - popatrzyłem na niego załzawionymi oczami. Jednak trzy lata w
kółku teatralnym robiły swoje, mogłem płakać na zawołanie, ale wiedziałem, że
się na to nie nabierze. Za dobrze mnie zna. Usiadłem więc przodem do niego po
turecku i chciałem się zabrać za jego nagrodę, ale…
- Co mam ci wymasować? – zorientowałem się, że nie
powiedział tego. Moje hormony znowu podsunęły mi do mózgu ciekawą wizję, ale
pozbyłem się jej czym prędzej. Chanyeol, myśl mózgiem.
- Dopisało mi szczęście jak widać. - zaśmiałem się wesoło.
Widząc jego udawany płacz spojrzałem na niego z politowaniem.
- Chanyeol, przestań się
wydurniać, proszę Cię. - spojrzałem na niego rozbawiony. Owszem, był dobrym
aktorem i gdybym go nie znał to pewnie bym mu uwierzył. No i w tej sytuacji
jego udawany płacz był niepoważny.
- Plecy, gigancie, aish, to chyba
logiczne. - przewróciłem oczami i zaczepnie popchnąłem go tak, że z tego
tureckiego siadu przewrócił się do pozycji leżącej. Sam położyłem się przed
nim, na brzuchu i czekałem na mój zasłużony masaż.
Chanyeol. Myśl. Mózgiem. Nieważne, że twój mały Baekkie
właśnie się przed tobą rozłożył i dał ci idealny widok na swoje smukłe plecki,
seksowne uda i jędrny tył… ASDFGHJKL CHANYEOLMYŚLMÓZGIEM! MÓZGIEM! Powstań,
mówię do ciebie.
Przeraziłem samego siebie, ale wstałem znowu do siadu,
jednak było mi trochę za daleko do Baeka, żebym mógł mu ten cholerny masaż
zrobić. Właściwie to czemu prosił o masaż, przecież mógł sobie wybrać coś
zupełnie innego, mógł chcieć, żebym posprzątał jego część pokoju, przecież
zawsze o to prosi jak przegrywam z nim jakiś zakład, leń jeden. Aish, Chanyeol,
skup się na swojej robocie i myśl o małych konikach na łące, nie o tym ciele
pod sobą… Usiadłem tak, że moje kolana leżały po bokach jego ciała, a ja sam
na.. no cóż… na jego udach. W ogóle to czemu on musiał się położyć, przecież
jakby usiadł, to nam obu byłoby wygodniej. Nie mówiąc już o tym, że pewnie
jestem ciężki i go przygniatam. Nie mówiąc też o tym gdzie się znajdowały moje
biodra względem jego tyłeczka. Chanyeol, weź się do roboty, zboczeńcu…
Położyłem swoje dłonie na jego ramionach i wbiłem palce w
miękką skórę. Miałem okropną ochotę pozbyć się jego bluzki, żeby móc poczuć to
delikatne ciałko swoimi twardymi od grania na gitarze opuszkami. Jeździłem
dłońmi coraz niżej, zupełnie bez słowa, bo, cholera, ta sytuacja wyglądała co
najmniej podejrzanie. Uświadomiłem sobie chwilę później, że powinienem usiąść
obok Baekhyuna, nie na nim. Chanyeol, gdzie twój mózg?
Ciekawe czemu on się tak ociągał.. W sumie... to był zły
pomysł, czemu ja jestem taki głupi?! Przecież to jest podejrzane, zawsze w
takich sytuacjach kazałem mu sprzątać pokój, bo to straszny bałaganiarz...
Nawet swoje ulubione bokserki zgubił i znalazły się w lodówce.................
Głupol z niego ale i tak go kocham. I ten jego głupawy
uśmiech, który zawsze rozjaśnia jego przystojną twarz. Jego śmiech, niski,
głęboki głos... Albo jak gra na gitarze i jego smukłe palce z czułością oraz
delikatnością muskają struny. Patrzy wtedy tylko i wyłącznie na nią, swoim
skupionym wzrokiem. Wtedy ja nie mogę oderwać od niego wzroku i fantazjuję, że
zazdroszczę tej gitarze.
Gdy poczułem jak siada na mnie, tuż przed moim tyłkiem, na udach,
przełknąłem nerwowo ślinę, czując rumieńce na policzkach. Jak dobrze, że on nie
widział mojej twarzy...
Sam go prowokowałem, kładąc się zamiast usiąść do niego
tyłem. Jaki ze mnie debil...
Czując jego palce na sobie nie wytrzymałem i z moich ust
wyrwało się ciche westchnienie. Zaraz zasłoniłem sobie usta, czerwieniejąc
zawstydzony na twarzy. Modliłem się o to, by Channie tego nie usłyszał...
Chwila. Słyszałem… Czy Baek właśnie westchnął? Nie, to
tylko mój wyobraźnia… Ale przecież słuch mam doskonały, na pewno westchnął! Wprawdzie
nie widzę jego różowych usteczek, które mogłyby się układać w idealne „o”, żeby
to westchnienie tak pięknie z nich wyleciało, ale ja wiem, że tak było!
Westchnął! I to na pewno nie było westchnięcie typu „Boże, Chanyeol, jaki ty
jesteś wolny, nudzę się, zaraz zasnę…” tylko „Boże, Chanyeol, zrób tak jeszcze
raz, bo to było cholernie przyjemne…!”.
Mózgu, czemu mi to robisz? Czemu wmawiasz moim palcom, że
ciało Baekhyuna lekko spięło się po tym westchnięciu i czemu mi mówisz, że ten
dźwięk jest tak przyjemny, że warto byłoby zrobić coś, żeby usłyszeć go jeszcze
raz?
Tylko co?
Nie, Chanyeol, nawet o tym nie myśl. Ok, Baek westchnął,
ale to na pewno była ta pierwsza opcja i powinienem przyspieszyć, bo jemu się
nudzi. Zaraz zacznie ziewać, ja to wiem.
A jeśli nie? Jeśli jednak to sprawiło mu przyjemność? Co mi
szkodzi sprawdzić?
Chanyeol, jesteś takim cholernym zboczeńcem i pedofilem,
żeby macać swojego najlepszego przyjaciela. I nie ważne, że on jest od ciebie
starszy. To dzieciak.
Ale ty jesteś naładowany hormonami i sam przed chwilą
przyznałeś, że ten dźwięk był specyficznie miły dla twojego ucha, debilu.
Dobra, przyznaję, chcę go usłyszeć jeszcze raz.
Przekląłem w myślach swój mózg i przesunąłem się odrobię
wyżej, siedziałem teraz częściowo na jego udach, opierając się o jego pośladki.
Ta pozycja jest tak bardzo erotyczna, że nie wiem co by się stało, jakby nagle
ktoś tu wszedł. Za bardzo mi huczało w głowie, żebym zwracał uwagę na dźwięki
dochodzące zza drzwi naszego pokoju. Przesunąłem palce niżej, zjeżdżając na
talię i biodra. Przycisnąłem go mocno do kanapy i z bijącym sercem oczekiwałem
upragnionego dźwięku…
Cholera, usłyszał to.... To było jedyne wytłumaczenie... No
bo czemu przesunął się wyżej, tak, że praktycznie czułem na tyłku jego męskość?
W dodatku jego silne, zręczne dłonie chyba zaczęły mnie wystawiać na próbę. On
sam zaczął to robić. Sam stanowczy dotyk, nacisk mógł sprawić, że czułem się
podniecony i jęknąłem, ale ten wcześniej wspomniany szczegół... TAK, JĘKNĄŁEM
DRUGI RAZ. I zawstydzony wtuliłem twarz w poduszkę, z nadzieją że jakoś to
stłumię... Na co ja liczę... Nagle znieruchomiałem, słysząc jakieś kroki
niebezpiecznie blisko naszego pokoju...
- C-Chanyeol, chyba ktoś idzie… - spanikowany zrzuciłem go z
siebie, podnosząc się do siadu, jednocześnie próbując zakryć moje pobudzone
krocze.
Chwilę później drzwi się otwarły... Dziękowałem za mój
refleks...
- Ach, tu jesteście. - Jak się okazało, to Kris nam
przeszkodził. - Chciałem się dowiedzieć, czy chcecie na obiad coś z McDonalda, ale nie odbieraliście komórek, a akurat byłem obok, więc wpadłem. - Pokręciłem głową. Kris spojrzał na konsolę, której nie wyłączyliśmy - Okej,
rozumiem, graliście na konsoli. Ale.... dlaczego leżysz na podłodze?- Spojrzał
na Chanyeol'a rozbawiony. Po chwili wyszedł a ja zacząłem uciekać spojrzeniem w
bok, wstydząc się spojrzeć mu w oczy po tym co przed chwilą miało miejsce...
- Baekhyun, ja… - zacząłem, ale nie miałem zupełnie pojęcia
co powiedzieć. Zwyczajnie odebrało mi mowę, kiedy patrzyłem na czerwonego
Baeka, który nie śmiał na mnie spojrzeć… Już nie musiałem myśleć nad tym, co
czuł, ja to wiedziałem.
Pokalkulowałem trochę w głowie i wyszło na to, że
powinienem pójść do reszty, chociaż zupełnie nie miałem na to ochoty. Przede wszystkim
dlatego, że przede mną leżał obiekt moich westchnień (który sam do mnie
wzdychał, jak zdążyłem zauważyć) i przy okazji byliśmy sami w domu. Chyba nie
musze mówić o czym pomyślał mój mózg. Ale nie jestem chamem, nie chcę niczego przed nimi ukrywać, więc postanowiłem
jednak pójść za Krisem, choćby po to, żeby odetchnąć po całym wydarzeniu. Ale
nie mogłem sobie odmówić jednej rzeczy, która tak bardzo mnie kusiła. Po prostu
nie mogłem się powstrzymać.
Wstałem i strzepałem z siebie niewidzialne drobinki kurzu.
Podszedłem do łóżka, oparłem się o nie kolanami i szybko pocałowałem Baeka w
usta, a zaraz potem wyszedłem z pokoju, starając się zachować neutralny wyraz
twarzy, co ledwo mi wychodziło i pewnie wyglądałem jak pokiereszowana kaczka.
- Skończymy ten masaż jak wrócę, ok? – powiedziałem,
odwracając się na ułamek sekundy i w pośpiechu wyszedłem z naszego dormu,
zostawiając zdezorientowanego Bacona samemu sobie. Wiedziałem gdzie chcę teraz
pójść. Obrałem szybki kurs na kwiaciarnię i już po chwili biegłem w tamtym
kierunku.
Cały czas patrzyłem gdzieś w okno, próbując zasłonić dłońmi
swoje czerwone policzki, jednocześnie przygryzając wargę. Nie wiedziałem, jak
mam się zachować a Chanyeol nie wiedział co ma powiedzieć. Już myślałem, że to
się jednak nie miało wydarzyć, chciałem nawet przeprosić, ale nagle... Poczułem
jego usta, od taki słodki, przelotny buziak. Jednak to wystarczyło by na nowo
wywołać u mnie palpitację serca. Biedne, nie może sobie ani chwili odpocząć. Na
jego słowa tylko skinąłem głową, odebrało mi mowę po prostu. Gdy wyszedł,
wyszczerzyłem się i dotknąłem swoich ust.
- Tu przed chwilą były jego usta... takie miękkie i
ciepłe... - powiedziałem na głos do siebie, co było nierozsądne, bo jednak mógł
to jeszcze usłyszeć. Aish, gorzej już zbłaźnić się przed nim nie mogę, co mi
tam. Nie przeszkadzało mu to chyba.
Wstałem i udałem się do kuchni, gdzie wszystko się zaczęło.
Spojrzałem z uśmiechem na miejsce, gdzie opatrywał mi palec, po chwili patrząc
też i na niego. Teraz to wydawało się być tak odległe, choć działo się wczoraj...
Nalałem sobie soku do szklanki i siadając na blacie, zacząłem go popijać,
machając przy tym wesoło nogami. Już nie będzie gorzej, mam nadzieję. Jestem
szczęśliwy. Tylko jak zareaguje na to reszta? W sumie całe EXO jest pełne
gejostwa więc mam nadzieję, że to zaakceptują.
Białe, czy czerwone, białe, czy czerwone, białe… Aish,
wezmę dwie takie i dwie takie. Alez ja jestem romantyczny, ależ ze mnie dżentelmen.
Poprosiłem miłą straszą panią, żeby związała mi je ładną wstążeczką i
podszedłem do lady, żeby zapłacić. Wyjąłem portfel (który cudem udało mi się
wziąć przed wyjściem, mój mózg jednak myśli od czasu do czasu) i chciałem
zapłacić, kiedy sprzedawczyni położyła przede mną ładny bukiecik.
- Ach, jaki piękny młodzieniec, twoja dziewczyna na pewno
będzie zachwycona. – spojrzałem na nią, uśmiechając się przymilnie. Szczerzyła
się jak typowa babcia z jakiejś niskobudżetowej dramy. Nawet dziwnie było mi na
nią patrzeć, nie mówiąc o tym, że jakby zobaczyła obraz mojej „dziewczyny”,
wytworzony przez mój drugi mózg, to by mnie pozwała na policję za pedofilię.
- Taa… dziękuję. – mruknąłem, kiedy oddałem jej pieniądze i
wziąłem bukiet do rąk. Wychodząc, napisałem smsa do Krisa, że niedługo będę.
Dopisałem też, żeby nie sadzili mnie o pedofilię, na co bardzo mądrze odpisał,
czy może nie zgwałciłem Baeka pod ich nieobecność. Zaśmiałem się na to
stwierdzenie.
Jakieś pół godziny zajęło mi namawianie Suho, że nie
skrzywdzę Baekhyuna, kiedy wrócę do domu. Chciał, żebyśmy wszyscy wrócili, ale
reszta uparła się, żeby zostać, a on nie miał odwagi, żeby pójść samemu ze mną.
Poza tym nie bardzo się zdziwiłem, kiedy zespół jakoś nie zareagował, kiedy im
powiedziałem, że lubię Bacona. Najwyraźniej nasz fanservice był aż nazbyt
dosłowny. Pobiegłem do domu i wpadłem do środka, nie zastanawiając się za
bardzo, że mogę zniszczyć kwiatki, na szczęście nic im się nie stało, co było w
sumie bardzo ważne. Zobaczyłem Baeka w kuchni i jakoś nagle w moim gardle pojawiła
się kulka, która skutecznie uniemożliwiła mi wypowiedzenie jakichkolwiek słów, jednak moje nogi idealnie wiedziały
gdzie mnie zaprowadzić, jak i ręce, które już po chwili ściskały bukiet w
maleńkie dłonie mojego malucha. Stwierdziłem, że skoro nie umiem mówić, to
zrobię coś innego i nachyliłem się, żeby złożyć na jego różowych ustach taki
sam pocałunek jak przed wyjściem. Po tym stwierdziłem, że muszę częściej robić
mu takie spontaniczne prezenty, bo jego mina była totalnie urocza i
rozczulająca. Aww…
Nie wiem jak długo tam siedziałem. Jednak nawet się nie zorientowałem,
że czas jakoś szybko zleciał i Chanyeol do mnie wrócił. Ile go nie było? Z pół
godziny? Może trochę więcej... Chciałem coś powiedzieć, widząc go
przekraczającego próg ale on podszedł do mnie, dał mi bukiecik róż i pocałował.
Aż mnie ścięło z nóg i musiałem objąć jego szyję by nie paść. Ten czuły
pocałunek zawrócił mi w głowie, zupełnie jakbym wziął jakieś narkotyki. Gdy po
chwili czułego całowania odsunęliśmy się od siebie, spojrzałem na niego z
czułością i stanąłem na palcach, by pogładzić jego policzek. Nawet jeśli te
słowa nie padły, to moje oczy i uśmiech właśnie wyznawały mu miłość, widząc tą
samą odpowiedź w jego uśmiechu i oczach. Świat mógł sobie wirować, mogła sobie
nawet Godzilla spacerować po Seulu, dla mnie to nie miało teraz znaczenia. On
jest teraz moim światem.
- C-Chanyeol, ja... z-znaczy od zawsze... - z tych
wszystkich emocji zacząłem się jąkać, przygryzając w zakłopotaniu wargę.
- Co od zawsze, kochanie? – postanowiłem jeszcze chwilę go
podręczyć. Ot, taki fetysz.
- OdzawszeCiękochałem- powiedziałem szybko, zawstydzony tym,
że specjalnie się nade mną znęca.
- Więc czemu mi wcześniej tego nie powiedziałeś, głuptasie?
– mruknąłem, odkładając kwiaty, które wciąż trzymał w jednej ręce, na bok i
przytulając go do siebie. Położyłem brodę na jego głowie i oplotłem rękami jego
plecy. Uśmiechałem się jak głupek, ale poczułem się w tym momencie cholernie
szczęśliwy. Chciałem, żeby tak było na dłużej. Jak najdłużej.
- B-bałem się, że mnie wyśmiejesz i odsuniesz się... -
spuściłem głowę, wzdychając smutno. Jednak gdy poczułem jego silne,
przytulające mnie ramiona, uśmiechnąłem się, ufnie się w niego wtulając.
Słyszałem bicie jego serca, nieco przyspieszone, jak moje. Uspokajało mnie to.
Mógłbym tak codziennie zasypiać, kołysanym do snu przez jego bicie serca.
Oparłem swoje dłonie na jego torsie, gładząc je lekko.
- Zupełnie niepotrzebnie. Też cię kocham, Baekhyunnie. –
musnąłem czubek jego głowy swoimi ustami i uśmiechnąłem się do niego, kiedy
gładziłem dłonią jego policzek. Spojrzałem mu w oczy i nagle zapragnąłem go
pocałować, więc zrobiłem to. To było piękne, że mogę to tak po prostu robić
kiedy chcę.
- Też cię kocham…
Subskrybuj:
Posty (Atom)